niedziela, 29 stycznia 2012

Sobotnio-urodzinowo

Dosłownie kilka minut po tym, jak pod poprzednim wpisem nacisnąłem "publikuj posta", wybiegłem z domu na autobus, który miał mnie zawieźć na urodziny Meffa (sto lat chłopie!). Na szczęście wspomniany solenizant, jak i jego luba, są świadomi mojego postanowienia (w końcu jak było widać już kilka razy, aktywnie wspomagają jego realizację), a do tego sami optowali za tym, aby przyniósł ze sobą kilka gier. Pozostali uczestnicy spotkania w osobie Katarzyny i Rafała też nie są zieleni jeśli chodzi o gry.

Ze względu na charakter spotkania zdecydowałem się wziąć gry prostsze, luźne i przede wszystkim nie wymagające zbyt dużo miejsca. Czyli mówiąc wprost - imprezówki. Jednak nie te całkiem głupawe, ale wymagające jednak chociaż odrobiny myślenia, a mimo to zapewniające kupę dobrej zabawy i śmiechu.

sobota, 28 stycznia 2012

Piątkowe granie

Na wczorajszy wieczór zaplanowaliśmy z Mateuszem rozgrywki w tytuły, które z różnych powodów nie podchodzą naszym drugim połówkom (a to temat nie ten, a to gra za ciężka, a to się po prostu nie podoba - chyba każdy gracz zna takie problemy). Już kilkakrotnie umawialiśmy się na takie "spotkania bez kobiet" i wypalało to całkiem przyjemnie. Jednak wczoraj sytuacja potoczyła się nieco inaczej niż zwykle - wszystko przez pewne sprawy, które Meff musiał załatwić przed przybyciem, co spowodowało opóźnienie jego przyjazdu, oraz moje ogromne zmęczenie, wynikające z pracowitego dnia.

środa, 25 stycznia 2012

Dobra passa

Trudno mi odnieść inne wrażenie niż to, że los się odwrócił i postanowił dopomóc w realizacji zamierzonego zadania. Jednak dziś także udało się zagrać w kilka gier. Jak tak dalej pójdzie, to nie tylko nadrobię opóźnienie, ale będę odrobinę do przodu. I to jeszcze przed graniem w imprezówki! Ale jak mówi chińskie przysłowie "nie chwal dnia przed zachodem słońca", więc może nie zapeszajmy ;o)

Po powrocie z kina okazało się, że jeszcze jest stosunkowo wcześnie i możemy wyciągnąć na stół jakąś grę. Finalnie wybraliśmy nie jedną, a trzy gry - wszystkie zaprojektowane z myślą o dwóch osobach, w tym 2 z legendarnej (w niektórych kręgach), serii "spiele fuer 2" z Kosmosu.

Przez Indie, Afrykę, do reliktów starodawnych cywilizacji

Jak już wspominałem, z wstępnych oględzin wychodzi, że mam drobne opóźnienie w realizacji planu, w związku z czym do serca wziąłem sobie jego zniwelowanie. Na szczęście dziś wieczorem udało się nam zagrać w kolejne tytuły, co pozytywnie wpłynęło na uzupełnienie listy tytułów zagranych.

Ticket to Ride
Kiedy wróciłem do domu po pracy, na stole już czekała na mnie rozłożona i przygotowana jedna z najwspanialszych familijnych gier kolejowych (choć wiem, ze zatwardziali "kolejorze" nie uznają jej za grę kolejową) czyli Ticket to Ride. Tym razem w wariancie z mapą Indii.

wtorek, 24 stycznia 2012

Kuba Rozpruwacz na K2

Dzisiaj w ramach wspólnego wieczoru udało się przeforsować spędzenie go przy grach (choć przyznam szczerze, że pomysł bardziej Bett niż mój). Jakoś tak się złożyło, że każde z nas wybrało po jednym tytule, w które przyszło nam zagrać. Beata wybrała K2, ja natomiast Mr Jack Pocket. Gry dość proste, szybkie i przyjemne, a tym samym dość różne od siebie.

K2
W "symulację  alpinizmu autorstwa Adama Kałuży" Beata grała dotychczas chyba tylko jeden raz, gdzieś około półtora roku temu. Jednak tamta rozgrywka wywarła na niej tak pozytywne wrażenie, że ma luba zawsze wypowiadała się o K2 bardzo pozytywnie i w samych superlatywach. Ja miałem przyjemność zagrać w ten tytuł kilka razy więcej (w tym w jego znacznie wcześniejszą wersję) i wspomnienia równie pozytywne (aczkolwiek nie jest to moja ulubiona gra Adama). Mimo to nasz egzemplarz dzisiaj zaliczył dziewiczą rozgrywkę, co po raz kolejny dowodzi o słuszności mego postanowienia noworocznego.

niedziela, 22 stycznia 2012

Piątkowa Cywilizacja

W miniony piątek udało mi się w domu zebrać czteroosobową ekipę (trójka gości + ja) na rozgrywkę w Sid Meier's Civilization: Gra planszowa. Z całego grona tylko ja miałem okazję zagrać wcześniej w ten tytuł (i to nie raz) w związku z czym na mnie spadła rola nauczyciela.

Goście zaproszeni byli na godzinę 19:00 i przyszli dość punktualnie. W związku z tym, że gra już leżała na stole wstępnie przygotowana, do rozgrywki przystąpiliśmy może około 19:20-19:30. Po co podaję godzinę rozpoczęcia? Po to, aby podać godzinę zakończenia - około 00:15. Ponad 5h grania! Rzadko kiedy jestem w stanie wytrzymać tyle nad jedną grą, sam mówię, że zdolność skupiania mam nie większą niż dziecko w przedszkolu i po pewnym czasie już nie ważne dla mnie jest co się dzieje, ani kto wygra, ponieważ po prostu mam dość.  Jak na razie, jedynie w przypadku może 4-5 gier (w tym właśnie Civilization) byłem w stanie spędzić nad jedną grą więcej niż 3h ciągłej rozgrywki.

czwartek, 19 stycznia 2012

Granie w środku tygodnia

Ostatnio z graniem się trochę opuściłem - w końcu dziś już 18 dzień stycznia (zaraz będzie 19), a na liście dopiero 10 zagranych gier - słabizna. Jak tak dalej pójdzie to się nie wyrobię ze wszystkim do końca roku. Na szczęście dzisiaj odwiedzili nas Sylwia z Andrzejem, co było doskonałą okazją do podreperowania statystyk.

Hanabi
Na pierwszy ogień poszło Hanabi - niewielka, raczej nieznana w Polsce gra karciana, wydana w ramach francuskiej serii Jeu du Poche (czyli gier kieszonkowych - z tej serii pochodzą takie gry jak Palce w Pralce, Daję głowę czy Detektyw Kroko). Pierwszą styczność z tym tytułem miałem w sposób wirtualny - kiedy oglądałem zdjęcia z francuskiego spotkania z grami. Wówczas moją uwagę przykuła gra karciana, w której gracze trzymają karty frontem do przeciwników. Wydało mi się to bardzo interesujące i cieszyłem się, że gra została wydana w ramach serii, którą uparcie kolekcjonuję.

niedziela, 15 stycznia 2012

Rewizyta Uli i Mateusza + kolejni goście

Zgodnie z ustaleniami sprzed tygodnia, w piątkowy wieczór z rewizytą przybyli do nas Ula z Mateuszem. Pod koniec partii w pierwszą grę dołączyli do naszego grona także Sylwia i Andrzej (Khaox), których możecie znać, jeśli czytaliście nasz (nieistniejący już) serwis KrainaGier.net.

Alien Frontiers
Na pierwszy ogień poszła bardzo chwalona gra Alien Frontiers, znana m.in. z tego, że był to pierwszy tak udany projekt planszówkowy w serwisie Kickstarter. Dobór tego tytułu był dla mnie o tyle istotny, że od początku coś mi w tej grze nie pasowało - niby wszystko działa, ale jakoś nie tak. Nie potrafiłem dostrzec tego, za co gra powinna być tak wychwalana. Tytuł jest okej, ale na kolana nie powala. W związku z tym, że jeszcze jest czas zgłaszania swoich gier w najnowszym Math tradzie, chciałem dać tej grze jeszcze jedną szansę, zanim ostatecznie zdecyduję czy jej się pozbywam, czy nie.

środa, 11 stycznia 2012

Gość w dom - gra na stół!

Wczoraj nasze skromne progi odwiedzili jeszcze inni "znajomi od planszówek" - Bernatka i Grzesiek. Sami określają się mianem "początkujących", ale tak naprawdę grają nie od wczoraj, zagrali już w wiele tytułów (i to nie tylko prostych), sami powoli rozwijają swoją grotekę, dość dobrze wiedzą jakich gier poszukują i są otwarci na poznawanie nowych gier. Mówiąc wprost - goście idealni :o)

Na początek poszło Tichu - partia panie na panów zakończona sromotną porażką przedstawicieli płci brzydkiej, którzy stosowali technikę żabich skoków (dużo punktów na raz). Panie zaś parły uparcie do przodu i nie sposób było ich dogonić, nie mówiąc już o przegonieniu.

O Tichu już wspominałem przy okazji poprzedniego wpisu, więc nie będę rozpisywał się ponownie, jedynie pochwalę się, że udało mi się ugrać Grande Tichu ogłoszone przed dobraniem pierwszej karty. Jakby było mało to i partner skończył wówczas jako drugi - jednak nawet to było za mało, aby nas podnieść z beznadziejnej sytuacji...

sobota, 7 stycznia 2012

Z wizytą u znajomych

Pierwszy tegoroczny "długi weekend" rozpoczęliśmy od wizyty u znajomych. W związku z tym, że są oni świadomi mego noworocznego postanowienia, nie obyło się oczywiście bez grania :o)

Valdora
Na pierwszy ogień poszła Valdora. Jest to jedna z gier wydanych w ramach tzw. "złotej trylogii" Michaela Schachta (pozostałymi są Złote Miasto oraz Felinia. Co ważne, sam Schacht nie określa tych gier tym mianem, choć sam mówi, że są mają one pewne wspólne cechy).

Valdora zawsze mi się podobała, podobnie Beacie, więc do rozgrywki na ogół brakowało nam tylko jednej osoby (minimalna liczba graczy bez dodatku to właśnie 3). Jako, że przyszło na zagrać partię czteroosobową w gronie osób, które już miały styczność z tym tytułem było naprawdę przyjemnie.

wtorek, 3 stycznia 2012

Ora et Labora

Dziś spontanicznie udało się zgadać z dwójką znajomych na trzyosobową rozgrywkę w najnowszy tytuł Uwe Rosenberga - Ora et Labora. Swój egzemplarz kupiłem w sumie niewiele po polskiej premierze, jednak dopiero 2 dni temu udało mi się przeczytać instrukcję. Zaawansowane gry tego autora zdecydowanie lepiej jest poznawać poprzez praktykę, dlatego gdy okazało się, że jest możliwość zagrania dziś z osobami, które grę znają, trudno mi było sobie odmówić.

Tak więc dla mnie była to partia debiutancka. Jednak, jak już wspomniałem, dla moich rywali nie - jeden grał drugi raz, natomiast drugi miał za sobą o wiele więcej partii. W związku z tym nie oczekiwałem, że na koniec spotkania to ja będę liderem.

Stało sie tak jak przewidywałem - szanowni przeciwnicy pokazali mi, gdzie moje miejsce. Mój wynik w porównaniu do nich nie był nazbyt rewelacyjny (50 punktów za 2., za 1. około 70). Mimo sromotnej porażki gra wywarła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. 

poniedziałek, 2 stycznia 2012

3, 2, 1... Wystartowali

Dziś w końcu udało się rozpocząć realizację zamierzonego planu. Miałem nadzieję, że uda się to już 1 stycznia, ale słodkie lenistwo połączone z czytaniem, odsypianiem i oglądaniem Asterixa wzięło górę. Ale, jak to mówią, co się odwlecze to nie uciecze (podobno).

Tak więc dziś na stole wylądował wielokrotnie sprawdzony tytuł - Dominion. Gra toczyła się w dwuosobowym gronie o niezwykle wysoką stawkę - przegrany (rozgrywki do dwóch zwycięstw) zmywa naczynia po całym dniu, a było ich trochę. Niestety po wyrównanym pojedynku 1:1 popełniłem kilka błędów na początku decydującego starcia, co kosztowało mnie utratą zwycięstwa (przy różnicy punktowej wynoszącej 1!).