wtorek, 23 października 2012

Starzy kumple wpadli z wizytą

Ostatnim razem opisywałem gry, które wcześniej mnie nie zachwyciły, przez co zostały skazane na "półkową banicję". Chciałem dać im kolejną szansę i co z tego wyszło, mogliście przeczytać w moim poprzednim wpisie. Tym razem chciałbym swoją uwagę skierować ku grom, które kilka lat temu sprawiały mi mniejszą lub większą przyjemność, a mimo to nie miały szczęścia do powracania na stół. Czy upływ czasu był wobec nich łaskawy, czy może nadgryzione jego zębem straciły na urodzie?



Through the Desert
Jak wielokrotnie zaznaczałem w moich wpisach, nie jestem fanem twórczości Reinera Knizii. Jego gry są moim zdaniem suche, matematyczne i ogólnie nie porywają. Ma on jednak w swoim dorobku kilka gier, które uważam za doskonałe i właśnie jedną z nich jest Through the Desert (Przez Pustynię).

W tej prześlicznej grze każdy z uczestników prowadzi kilka karawan wielbłądów przemierzając nimi tytułową pustynię. Na swej drodze wędruje od oazy, do oazy, odwiedza znajdujące się po drodze źr... wiecie co, darujmy sobie opis klimatyczny gry, ponieważ nie ma co ściemniać. Za tym ślicznym wykonaniem kryje się gra logiczna (swoją drogą doskonała).

W swoim ruchu gracz może dołożyć dwa pionki do swoich karawan - ma ich pięć, więc pole do decydowania jest. Skupić się na jednej, czy rozwinąć dwie? Jeśli tak, to które - tam gdzie mi wejdzie przeciwnik, czy może przygotować sobie otwarcie do innej intratnej okazji? Decyzje, decyzje, ciągłe analizowanie ruchów i myślenie - a mnie to pasuje.

Pod płaszczykiem słodziutkiej gry familijnej mamy do czynienia z naprawdę rasową grą abstrakcyjną - jak już wielokrotnie zaznaczyłem, bardzo ciekawą. Punkty możemy zdobywać na kilka sposobów i musimy cały czas analizować co dla nas jest najbardziej opłacalne. Nie można zapominać o tym, że gra doskonale działa także na więcej niż 2 osoby (choć we dwójkę trybi najlepiej i to właśnie ten wariant jest mym ulubionym).

Pierwszy kontakt z Through the Desert miałem bodaj w 2005 roku - jak łatwo wyliczyć, było to 7 lat temu. Jak wypada po tylu latach? Pomimo znaczącego, jak na planszówkę, wieku i poznania przeze mnie kolejnych setek gier mogę spokojnie powiedzieć, że tytuł ten jest pełen wigoru i krzepy - warto doń ponownie wrócić i może on spokojnie konkurować z nowościami.

Nadal też trzeba uważać aby słodkich pionków wielbłądów w pastelowych kolorach nie pomylić z cukierkami pudrowymi ;o)

Through the Desert na BGG
Through the Desert na stonach Fantasy Flight Games
Przez Pustynię na stronach wydawnictwa Galakta


Queen's Necklace
Paryż przed rewolucją. Na dworze zbytki i dostatki, a pośród tego całego majdanu my - prości jubilerzy starający się zdobyć posadę na królewskim dworze. Skupujemy klejnoty aby tworzyć z nich kolekcje, zdobywamy przychylność dworskich osobistości - wszystko aby osiągnąć upragniony cel.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Queen's Necklace nie miałem za bardzo ochoty mieć bliższej styczności z tą grą. Dlaczego? Ponieważ wygląda jakby była skierowana do młodych dziewczynek, fascynatek księżniczek, biżuterii, kucyków i lalek (zresztą nadal tak wygląda, jednak z perspektywy lat wiem, że to tylko pozory). Szczęśliwie jednak nie dałem się zwieść temu wrażeniu i spróbowałem zagrać. 

Odnalazłem wtedy bardzo przyjemną grę karcianą, z możliwością kombinowania, podkładania sobie świń, blefowania, wyczuwania przeciwników - w skrócie mówiąc było to coś, przy czym może się bawić doskonale niejeden dorosły miłośnik gier. Niech potwierdzeniem mych słów będzie to, że tytuł ten znajdował się w grupie ulubionych tytułów znajomego, który jest wielkim fascynatem Martina Wallace'a i zaawansowanych gier strategicznych.

Także i w tym wypadku mamy do czynienia tytułem, który mimo swego wieku nadal sprawia dużą przyjemność. Jednak w przeciwieństwie do opisanego powyżej Through the Desert, Queen's Necklace wymaga o wiele lepszego poznania, aby móc się nim cieszyć w pełni. Jednak jest to cecha charakterystyczna wszystkich karcianek, gdzie trzeba kilka razy zagrać, poznać zawartość talii i w praktyce poznać zastosowanie kart, aby móc z nich korzystać jak najbardziej optymalnie.

A poza tym - w ilu grach znajdziecie naszyjnik będący elementem gry?

Queen's Necklace na BGG
Queen's Necklace na stronach Days of Wonder


Army of Frogs (Żabki)
John Yianni, twórca bestsellerowego Roju, postanowił po kilku latach znów spróbować swych sił tworząc kolejną grę logiczną. Tym razem tematem jego pracy nie były owady, a skaczące i popularne w grach płazy. Jak mu to wyszło - nieźle, ale nie rewelacyjnie.

W grze Żabki każdy gracz stara się zebrać w toku rozgrywki w jedno stado wszystkie swoje zwierzaki, jednak aby wygrać, musi ich mieć na stole pewną określoną, minimalną liczbę. Dlatego jak łatwo się domyślić, w swoim ruchu gracz dokłada do stada jedną nową żabę (niekoniecznie swoją, ponieważ te losuje z woreczka), następnie porusza swojego płaza (skacząc w linii prostej, nawet po kilka razy), a następnie uzupełnia do dwóch liczbę płazów, którymi przyszło mu się opiekować.

Poprzez kilka zasad, jak i kształt oraz wykonanie elementów gra wyraźnie nawiązuje do najlepszego tytułu Yianniego i jest to plus - sprawdzone rozwiązania dobrze działają, a wykonanie będące tak ogromnym atutem "gry w robale" nie jest niczym do czego można się przyczepić. W porównaniu do Roju, Żabki są grą dla 2-4 graczy (Rój jest przeznaczony tylko dla dwojga) i na pierwszy rzut oka wydaje się być to zaletą, ale po bliższym poznaniu przekonacie się, że na 2 osoby gra jest mało ciekawa. Osobiście najbardziej zawsze lubiłem wariant czteroosobowy.

Nie sposób oceniać Żabek zapominając o Roju, do którego tak często odnoszę się w swoim krótkim opisie. Obie wyszły spod ręki tego samego autora, obie wyglądają podobnie (mam tu na myśli bakelitopodobny materiał, z którego są wykonane elementy), obie też mają znaczące podobieństwa w zasadach. Przy tym wszystkim pierwsze co się pcha naprzód, to chęć porównania obu tytułów. Moim zdaniem w tym porównaniu zdecydowanie lepiej wypada Rój. Żabki nie są jednak grą złą, czy zepsutą. Po prostu są jakby prostsze, dają mniej możliwości (nie mamy tutaj zróżnicowanych pionków), nie stanowią aż tak doskonałej strawy dla entuzjastów rozpalania szarych komórek do czerwoności. Niestety historia gry ewidentnie wskazuje, że Yianni jest niczym "artysta jednego hitu" - choć ma na swoim koncie kolejne tytuły, żaden z nich nie zrobił takiej furory jak Rój i na razie nie zanosi się aby miało się to zmienić.

A co z grą o płazach? Jest fajna, miłą i przyjemna i nie należy jej przekreślać, ponieważ może Wam akurat się spodoba.

Na koniec mała ciekawostka - od kilku lat marzę o przygotowaniu "kuchni gracza", w której różne akcesoria nawiązywałyby do gier. Strasznie bym chciał, aby uchwytami szafek były właśnie pionki żab z Army of the Frogs. Prawdę mówiąc, to właśnie ta gra sprawiła, że w mej głowie narodził się ten (pokopany) pomysł! Obawiam się jednak, że  pozostanie on na zawsze w sferze marzeń, ponieważ nikłe są szanse na to aby Beata się na takie coś zgodziła. No chyba, że jak w końcu wygramy w totka to wybudujemy willę, w której każde z nas będzie miało swoją osobistą kuchnię, zaprojektowaną według własnych potrzeb i fanaberii...

Army of Frogs na BGG
Army of Frogs na stronie GEN42
Army of Frogs na stronach wydawnictwa G3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz