środa, 29 sierpnia 2012

Klasycznie, logicznie...

Codziennie, ilekroć otwieram przeglądarkę internetową, mam ostre postanowienie napisania zaległych notatek. Od ostatniego mojego wpisu minęło już ponad 10 dni, a tu cisza. Na szczęście w międzyczasie odrobinę pograłem, ale tylko odrobinę. Niestety sierpniowe upały mnie wykończyły i to one są głównym powodem mojego zaniedbania w realizacji planu i aktualizowania bloga. W jednym rzędzie z nimi idą także przeciągający się niemiłosiernie remont (ostatnio wziąłem się mocniej do roboty i wygląda, że jednak kiedyś się skończy), praca i zwykłe lenistwo. Przyznam Wam, że i teraz bym się najchętniej położył, ale wczoraj obiecałem Piratowi, że coś dziś napiszę to i muszę tak uczynić - wszak nie łamie się danego słowa.

Ostatnie moje rozgrywki to tylko dwuosobowe gry, w których towarzyszyła mi Beata. Udało się przełamać jej niechęć do gier logicznych i zagraliśmy w parę tytułów (w niektóre nawet więcej niż jeden raz). Wszystkie to gry stare i nie ma pośród nich żadnych nowości, ale bynajmniej nie oznacza to niczego złego. Dobra, dość już lania wody  - przejdźmy do meritum!


Othello
Miłośnikom klasycznych gier, chyba nie trzeba przedstawiać tego tytułu (niektórym można tylko podpowiedzieć, że często występuje on pod nazwą Reversi). Jej powstanie jest szacowane na koniec XIX wieku i podobno była jedną z pierwszych gier produkowanych przez Ravensburgera.

Gra, w której gracze dokładają na zmianę swoje dyski na planszę, a jeśli w wyniku tego ruchu, pomiędzy dołożonym kamieniem, a innym kamieniem tego samego koloru, znajdują się piony przeciwnika, odwracamy je na drugą (naszą) stronę. To wszystko po to, aby na koniec na planszy mieć jak najwięcej pionów "swoim do góry".

Kilka lat temu bardzo dużo grałem w Othello i czułem się dość pewnie (jednak nigdy nie uważałem, że nadawałbym się do udziału w turniejach - nie studiowałem podręczników strategii, a grałem dla czystej zabawy), dlatego pierwszą rozgrywkę Beata zaczęła z silnym handicapem w postaci 4 narożników - rozniosła mnie w tej partii, aż huczało i buczało! Nie mogłem tego tak zostawić i drugą partię zagraliśmy normalnie - tym razem to ja byłem lepszy :o)

O Othello można pisać wiele, ale moim zdaniem wystarczą trzy słowa: to dobra gra. Jest tak powszechnie dostępna, że jeśli nie graliście w nią dotychczas, to jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że w okolicy ktoś ją ma (o czym nawet może nie wiedzieć). Jeśli nawet nie, to w sieci jest multum miejsc, w których możecie w nią zagrać i wyrobić sobie zdanie. Jak coś, to ja polecam ;o)


Connections
W tej grze naszym celem jest połączenie dwóch przeciwległych brzegów planszy linią w swoim kolorze, albo otoczenie przeciwnika. Początkowo na planszy mamy rozmieszczone punkty, pomiędzy którymi umieszczamy płytki z naszymi liniami. Przeciwnicy siedzą tu pod kątem 90 stopni względem siebie, dlatego jasnym jest, że linię może zbudować tylko jeden, co prowadzi do ciągłego konfliktu będącego nieodłącznym duchem rozgrywki.

Connections jest jedną z gier, które lata temu udało mi się wygrzebać na Allegro - za niewielkie pieniądze trafiła mi się mało znana, do tego ekstra wykonana (kompletna) gra - marzenie każdego kolekcjonera, zwłaszcza jeśli okaże się być ciekawa.

A więc czy Connections jest ciekawe? Kiedyś mi się podobało, ale teraz moja miłość do tej gry mocno wygasła. Przede wszystkim winne jest to, do czego doszło podczas naszych rozgrywek z Beatą. Mianowicie nie mogliśmy znaleźć sensownego sposobu gry dla drugiego gracza, a zaczynający wydawał się mieć silną przewagę. Możliwe, że winne temu były zmęczenie i upały, ale problem wystąpił. Niestety taka wada dość mocno skreśla grę w moich oczach, choć ciągle mam nadzieję, że ktoś mi udowodni, iż się mylę, zwłaszcza, że kiedyś miałem o tej grze całkiem dobre zdanie.


Na dziś tyle. Może nie jest tego zbyt dużo, jednak postanowiłem podzielić opisywanie ostatnio rozegranych gier na dwie części. Niestety "wielcy bogowie" nie dopisali liczbą rozgrywek w ostatnich dniach i w kolejnym "odcinku" będę miał do opisania tylko dwie gry. Mam tylko mocną nadzieję, że karma się odwróci i nadchodzące tygodnie będą o wiele bardziej grywalne (i chłodniejsze, jak ostatnio!).

5 komentarzy:

  1. Nie ma to tamto: jak pojawia się Pirat ze swoją łajbą na horyzoncie to nawet najwięksi lądowi wyjadacze planszówek mobilizują swe ostatnie siły:) Dzięki za kolejny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  2. Reversi to fajna gra, ale wieczne przewracanie pionków na drugą stronę jest wyjątkowo upierdliwe. To jedna z tych gier, które sens mają tylko na komputerze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Othello to przepiękna gra :)
    A co do startu w Connection, w takich przypadkach zawsze proponuję rozwiązanie znane z Hex. Gracz pierwszy stawia "pion", a drugi decyduje jakim kolorem gra. Wtedy pierwszy nie może zrobić tego najlepszego ruchu (jedynego) bo źle się to dla niego skończy. To bardzo eleganckie rozwiązanie, warto je w niektórych grach wykorzystywać.

    OdpowiedzUsuń
  4. :D - nawet nie sądziłem, że moje nawiązanie do dotrzymania danego słowa może być odczytane jako strach przed piratem, ale może to moja podświadomość wolała uniknąć mi strachu. W końcu lepiej nie zadzierać z postrachami siedmiu mórz!

    Mnie odwracanie pionków w Othello nigdy nie przeszkadzało, ale rozumiem, że niektórym może wadzić. Kiedyś widziałem wersję podróżną, w której każde pole miało obrotowy walec - z trzema kolorami, a po wykonaniu ruchu odwracało się go "swoim do góry" - może takie rozwiązanie byłoby dobre dla niektórych.

    Adam - pomysł ciekawy, tylko z naszych partii wyszło, że Connections cierpi na problem "drabinki", którą pokazałeś mi jak mnie uczyłeś grać w go. O ile tam lepiej jest od razu odpuścić, a nie dawać się bardziej złapać, o czym się przekonałem bardzo boleśnie, to tu odpuścić nie było można, ponieważ wiązało się to z porażką. Jednak jakbyś był w okolicy, możemy wypróbować jakieś pomysły ;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ahoj! I to mi się podoba, bo chociaż od łamania głowy logicznymi pudłami raczej stronię to osobiście bardzo lubię Trio, które też wyostrza zmysły, gdy pojawi się na stole.

    Co do obawy przed Piratem to się nie krępuj to jest już wieść od XVI wieku znana, że gdy Pirat po morzach na swej łajbie harcuje to niejeden w swej kajucie mędrkuje i skarby przelicza, co sie opłaca, mieć ładownie pustą ale łajbę całą, czy też razem z łajbą z biletem w jedną stronę na spotkanie Neptunowi śpieszyć śmiało (i tak przez te lata na morzu śmaiałków zostało mało ;)!

    Miłego pływania!

    OdpowiedzUsuń