sobota, 9 czerwca 2012

Graj w zielone

Zanim przybędą do mnie znajomi na umówione granie, staram się przygotować kilka gier i odświeżyć ich zasady - w końcu taka rola gospodarza. W około połowie przypadków okazuje się jednak, że spontaniczne wybory i wpływ plam na słońcu znacząco wpływają na ostateczny wybór gier. Nie inaczej było wczoraj, kiedy się okazało, że zamiast wybranych wcześniej pudełek, że zaczęliśmy "grać w zielone" - czyli w kilka gier niemieckiego autora, którego cechami charakterystycznymi są uwielbienie zieleni i literek F.


Friesematenten (Rekiny Biznesu)
W związku z tym, że niedawno dotarł do mnie dodatek do Rekinów Biznesu, była doskonała okazja przypomnieć sobie tę karcianą grę o tworzeniu imperiów finansowych.

Dla tych którzy nie znają tego tytułu - Rekiny biznesu to karcianka, w której na drodze licytacji gracze kupują karty fabryk (zapewniające zysk), statusów (będące głównym źródłem punktów zwycięstwa), specjalne (wzmacniające działanie kart lub możliwości graczy) i wydarzeń (o, tutaj jest multum opcji), przy pomocy których starają się zorganizować jak najlepiej prosperujące imperium finansowe.Problem polega na tym, żeby zdecydować się na odpowiednie wybory, ponieważ nie stać nas na wszystko co byśmy chcieli mieć. Do tego dochodzą też rywale, którzy nie wiedzieć czemu podnoszą ceny do poziomów, które czasami przekraczają próg rentowności naszych inwestycji.

Pierwszy raz poznałem Rekiny biznesu grając w drugie niemieckie wydanie (na podstawie którego została przygotowana polska wersja) i sam nie potrafiłem powiedzieć dlaczego ta gra mi się podobała. Licytacja jak w wielu grach, decyzje jak w innych, do tego wiele osób narzekało na czynnik losowy (zwłaszcza, podczas rozgrywek w niepełnym składzie, kiedy to nie wykorzystuje się wszystkich kart). Mimo to w Rekiny chętnie grałem, jeśli tylko miałem taką okazję. Jedyna wada jaka wówczas mi się rzucała w oczy to brak większej interakcji między graczami - to jednak zmienił dodatek "Szare eminencje".

W dodatku dostajemy kolejny komplet 60 kart oraz zestaw zielonych znaczników, którymi oznaczamy karty, z których działania możemy skorzystać więcej niż raz. Miłośnicy gry mogliby teraz ucieszyć się "wow, jeszcze więcej kart!" - tak, ale pamiętajcie, że nadal w grze korzysta się z 15 losowych kart na gracza, dlatego w najlepszym przypadku przyjdzie Wam wykorzystać jedynie połowę z dostępnej puli.

Nie zapoznałem się jeszcze ze wszystkimi nowymi kartami, ale wiem już że są one zwariowane - karta wydarzenia dzięki której możemy zmniejszyć lub zwiększyć o 10 próg punktów niezbędnych do wygranej, karta statusu za 500 euro dająca 55 punktów zwycięstwa (do wygranej potrzeba podstawowo 40 punktów), elektrownia atomowa dająca zysk 45 euro, ale zapewniająca -99 punktów - to wszystko czyste szaleństwo!

Po powyższych przykładach można spokojnie powiedzieć, że Rekiny Biznesu nie są grą poważną. Jeśli denerwuje Was czynnik losowy, wyczesane w kosmos wydarzenia, szalone zwroty akcji i ogromna trudność w prowadzeniu jakiejś większej strategii to raczej do Rekinów nie siadajcie - szkoda nerwów Waszych i reszty ekipy. Jeśli nic z tcyh rzeczy Wam nie przeszkadza - zapraszam do stołu :o)

Jak tak się zastanowiłem chwilę, to doszedłem do wniosku, że Rekiny Biznesu przypominają mi trochę rozgrywkę w karciankę pokroju Magic: the Gathering, ale w czysto "funowym" formacie - takim jak Planechase, który bardzo lubię. Jak ostatnio graliśmy właśnie w tę wersję popularnej karcianki kolekcjonerskiej, to jeden z graczy odpadł zadeptany hordą kilkudziesięciu małych insektów o sile i wytrzymałości 1. Innym razem wartość życia graczy wzrosła prawie do 100 (z 20 podstawowych). Jeśli pasują Wam właśnie takie klimaty i szalone rozgrywki to tym bardziej powinniście się zainteresować Rekinami Biznesu.

Tutaj miejsce na ciekawostkę - obecne wydanie Rekinów to już druga edycja tej gry. Pierwsza była grą kolekcjonerską, z losowo pakowanymi zestawami kart - czy nie brzmi znajomo? Teraz analogia do M:tG nabiera zupełnie nowego wymiaru.

Ostatecznie gry nie polecam ani nie odradzam, gdyż wiem, że opinie na jej temat są bardzo skrajne. Jedyne co w tym układzie można zrobić to zagrać i wypróbować na własnej skórze.


Funkenschlag (Wysokie napięcie)
Skoro już zagraliśmy w jedną grę Friedmanna Friese, Beata szybko zapytała czy może teraz zagramy w Wysokie napięcie - jedną z jej ulubionych gier. Ula nie miała nic przeciwko, Mateusz mówił, że wolałby Menadżera fabryki (w ten sposób została wybrana kolejna gra, zresztą zgodnie z moim misternym planem utkanym kilka tygodni temu), a ja nie odmawiam rozgrywek w ten tytuł. Tak oto przywędrowały do nas dwa duże zielone pudełka.

Dlaczego aż dwa? Otóż obydwoje z Beatą tak bardzo lubimy Wysokie napięcie (każde z nas ma nawet swój własny egzemplarz!), że kupuję wszystko co do tej gry wychodzi. Kilka lat temu Friedmann przygotował dodatek, który był sprzedawany w zestawie z pudełkiem na inne, dodatkowe plansze. Powiecie, że zbędne? No cóż, ja jestem zgoła innego zdania - jeszcze nie dotarła do nas najnowsza mapa Baden/Quebec, a już nie mamy gdzie jej trzymać. ;o)

Stojąc przed wyborem mapy postanowiliśmy w końcu wypróbować mapę Japonii, która spoczywała zapakowana w oryginalną folię. Jak się okazało mapa ta jest niezwykle ciasna i potrafi zaskoczyć. Na przykład tym, że w danym etapie w mieście nie można nic zbudować. Ciekawą cechą tej mapy jest to, że każdy gracz rozpoczyna grę z dwoma osobnymi sieciami energetycznymi, dlatego teoretycznie nam łatwiej powinno być szaleć w kraju kwitnącej wiśni. Łatwo na pewno nie jest, ale ciekawie już tak.

Wysokie napięcie to naprawdę pierwsza liga gier ekonomicznych. Ilekroć gra ląduje na stole doskonale bawię się przy przeliczaniu inwestycji, analizowaniu zasadności zakupu nowej elektrowni czy szacowania zapotrzebowania na surowce (a raczej szacowania czy mnie będzie na nie stać). Gra potrafi być naprawdę krwiożercza, a wyśrubowane licytacje potrafią przyprawić o szybsze bicie serca (zwłaszcza tych, którzy przeliczają wszystko co do jednego elektro, a przeciwnik bezkarnie podbija stawkę niebezpiecznie zbliżając się do wartości granicznej).

W połączeniu z ogromną liczbą map, nowych kart (w tym także kart promo) dostaje się grę, w którą można grać prawie bez końca - każda mapa ma unikatowe cechy (w Europie Centralnej nie można korzystać z elektrowni atomowych, w Korei są dwa osobne rynki surowców, w Chinach jest gospodarka planowa, w Japonii startujemy z dwiema sieciami...). Jestem wręcz skłonny zaryzykować stwierdzenie, że w Wysokie napięcie można grać co tydzień przez rok i doskonale się przy tym bawić!

Różne cechy kolejnych map mogą na myśl przywodzić różnorodność znaną niektórym z gier kolejowych, w których gracze woskową kredką rysują na mapie kolejne połączenia. Chyba nie zdziwicie się więc jak powiem, że pierwsze wydanie Wysokiego Napięcia było właśnie grą kredkową, w której na planszy rysowało się naszą sieć energetyczną.


Fabrikmanager (Zostań menadżerem)
Trzecią, a zarazem ostatnią grą wieczoru była kolejna gra osadzona w "uniwersum Wysokiego napięcia", czyli Factory Manager (w polskiej wersji Zostań menadżerem). Tym razem każdy z graczy zostaje dyrektorem fabryki, którego celem jest zoptymalizowanie produkcji i przestrzeni magazynowej, aby zdobyć możliwie najwięcej pieniędzy. Musi przy tym uważać na poziom zużytej energii, gdyż za tę przyjdzie mu zapłacić na koniec rundy, a ceny nieubłaganie rosną.

W porównaniu do Wysokiego napięcia, Menadżer fabryki jest grą o wiele szybszą (trwa dokładnie 5 run), bardziej dynamiczną i mniej wybaczającą błędy.

Obie gry mają podobne cechy - licytację, potrzebę równomiernego rozwijania dwóch aspektów naszego imperium. Nie wspominając już o bardzo podobnej szacie graficznej i klimacie.

Czy w takim razie warto mieć obie? To zależy. Jeśli lubicie gry ekonomiczne, moim zdaniem warto, gdyż są to tytuły od siebie różne. Wysokie napięcie to gra dłuższa, bardziej mięsista, wymagająca nierzadko bardziej długofalowego planowania. Menedżer fabryki to "walka na noże w budce telefonicznej" - jest ciasno, szybko, dynamicznie, a błąd popełniony na początku trudno jest potem zniwelować w trakcie gry. Ale to tylko zachęca do kolejnej rozgrywki


Jak zapewne wiecie, w serii Power Grid jest dostępna jeszcze trzecia gra - "First Sparks", która traktuje o ciężkim życiu jaskiniowców. Pierwotnie moim zamyslem było zorganizowanie "Wieczoru Wysokiego Napięcia", w trakcie którego zagralibyśmy właśnie w Wysokie napięcie, Zostań menadżerem i First Sparks (co prawda ta ostatnia nie wlicza się do projektu, ale idealnie wpasowałaby się w ekonomiczny wieczór). Niestety życie znów zweryfikowało ten plan, ale nic nie szkodzi aby wprowadzić go w życie przy innej okazji.

4 komentarze:

  1. Bardzo lubie Wysokie Napiecie. Fajnie, ze w koncu zagraliscie. Kto w co wygral?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieczór ewidentnie należał do Uli - wygrała w Rekiny biznesu i Wysokie napięcie. Ja bylem najlepszy w Factory managera.

    Wcześniej graliśmy jeszcze w Zbuduj swoje MIASTO (nowość tegoroczna, dlatego nieopisywana, ale od ponad tygodnia grana przynajmniej raz dziennie, ponieważ spodobała się Beacie) i w to wygrała Beata.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kupiłem niedawno Rekiny biznesu i grywamy w nią bardzo często (nie jestem zaawansowanym graczem - jeszcze :)). Szukałem coś więcej na temat dodatku - raczej niewiele się o nim pisuje, a tu proszę - taki ciekawy wywód. Teraz już wiem, że Szare eminencje są nam koniecznie potrzebne! :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie podejmę się wiążącej oceny Szarych eminencji po jednej rozgrywce, bez znajomości wszystkich kart, ale mogę tylko powiedzieć co i jak.

    Dodatek wprowadza do gry kart ze znacznikami - na części umieszczamy je zaraz po wylicytowaniu (przede wszystkim na zielonych kartach, ale nie tylko) i po wykonaniu akcji opisanej na karcie zdejmujemy znacznik. Jak ich liczba spadnie do zera, kartę można użyć jeszcze raz, a potem się ją odrzuca.

    Na innych kartach dodajemy znaczniki co fazę przychodu - wówczas np. rośnie ich wartość. Warto wspomnieć, że są karty, które coś dają jak na nich są znaczniki, a które same z siebie ich nie produkują (trzeba je dołożyć albo przenieść z innych kart).

    Dzięki temu gra zawiera więcej akcji, ale musisz pamiętać o tym, że (zwłaszcza podczas rozgrywek w mniej niż 4 osoby) losujesz karty z puli 120 kart. Dlatego zwłaszcza przy dwóch graczach może się okazać, że część kart będzie totalnie bezużyteczna.

    Jeśli podobają się Wam Rekiny biznesu, to chyba warto się zastanowić nad dodatkiem. Oczywiście pod warunkiem, że nie przeszkadzają Wam przesadnie silne karty ;o)

    OdpowiedzUsuń