środa, 25 lipca 2012

Ahoj przygodo - część 2.

Tak jak wspominałem w poprzednim wpisie, na 3 tytułach nie skończyły się nasze pirackie przygody - w niedzielę wybraliśmy się za miasto wraz z Ulą i Mateuszem aby spędzić czas na świeżym powietrzu, pogrillować i oczywiście zagrać w to i owo.

Dzisiejszy wpis następuje w ekspresowym tempie po poprzednim - wszystko dzięki Mateuszowi, który postanowił opisać tytuły, w które nam przyszło zagrać w niedzielę. Tak więc moi drodzy czytelnicy - dzisiaj poczytacie o grach z perspektywy jednego z bohaterów poprzednich wpisów! Tak więc, bez zbędnego przeciągania - oto relacja z niedzieli, autorstwa Mateusza (z moim małym komentarzem):
***
W ramach wakacyjnego weekendu - za namową naszych piątkowych gospodarzy - postanowiliśmy wspólnie wybrać się na działkę aby spędzić trochę czasu na łonie przyrody (i oczywiście na graniu!).

Tak się przypadkiem złożyło, że nasz wyjazd stał się poniekąd kontynuacją wieczorku pirackiego, wobec czego założyliśmy przepaski na oczy, papugi na ramiona, do kubków polaliśmy oczywiście rum i zasiedliśmy do planszy.


Bluff
Pierwszym rozegranym tytułem był Bluff (tudzież Liar's Dice) autorstwa Richarda Borga. W grze można dopatrzyć się pewnych czynników losowych, ponieważ mechanika opiera się na rzucaniu kośćmi. Gracze jednocześnie rzucają kośćmi, a następnie, znając tylko swoje wyniki, podczas licytacji obstawiają ile kości z daną wartością znajduje się w grze. Kiedy wszyscy spasują kości są odkrywane. Jeżeli udało się obstawić trafnie – pozbawiamy przeciwników kości, jednak jeśli to my obstawiliśmy za wysoko, sami musimy oddać do puli cenne sześcianiki. Zwycięzcą zostaje „ostatni na placu boju”, czyli gracz któremu jako ostatniemu zostaną kostki.

Siła tego tytułu przejawia się przede wszystkim w licytacji – możemy na przykład sztucznie podnosić stawkę, licząc że przekonamy przeciwników do przebicia i utraty większej liczby kości.

Egzemplarz Michała został wydany przez Ravensburgera, co przekłada się jak zawsze na wysoką jakość – pomimo w sumie niewielkiej liczby elementów trzeba jasno powiedzieć że wykonanie jest po prostu solidne.

Dobra, dobra, ale co ten tytuł ma w ogóle wspólnego z piratami? - zapewne chcielibyście zapytać. Spieszę z wyjaśnieniem: otóż był to tytuł w który grał niejaki Orlando B. z Davym Jonesem w drugiej części Piratów z Karaibów (na co uwagę zwrócił mi oczywiście Michał). Po krótkim researchu w internecie udało mi się znaleźć „piracką” wersję gry, graficznie wpasowującą się w klimaty filmu.

Tak więc zaliczyliśmy kolejną grę w poczet naszych pirackich przygód i po (dłuuugiej) przerwie na obiad ponownie wyruszyliśmy na karaibskie wody.

Michał: Warto wspomnieć jeszcze o 2 ciekawostkach – otóż Bluff został doceniony przez jury Spiel des Jahres i w 1993 roku został uhonorowany „czerwonym pionkiem”. Spotkało się to z wieloma głosami krytyki, gdyż podobna gra znana pod różnymi nazwami (jedną z popularniejszych jest Perudo) była znana wcześniej i autor nie zasłużył sobie na ten tytuł. Czy miało to sens i czy było sprawiedliwe – nie chcę oceniać, ponieważ nie wiem jak było faktycznie.

Inną ciekawostką jest to, że Bluff miał w latach 90' swoje polskie wydanie. W tamtym okresie Ravensburger ostro wierzył w nasz rynek i wprowadził do sprzedaży kilka gier (m.in. także Tikala). Niestety, gra nie spotkała się z aż tak wielką popularnością, więc po wyprzedaniu nakładu dodruk nigdy nie nastąpił (przynajmniej na razie).


Pirate's Cove
Drugim pirackim tytułem do którego usiedliśmy tego dnia było Pirate's Cove. Jest to luźny tytuł w którym gracze starają się zdobyć jak najwięcej punktów chwały, będących wyznacznikiem ich „pirackości” (coś jak szacunek na dzielni). Chwałę można zdobywać zakopując skarby, zatapiając statki innych graczy, walcząc ze sławnymi piratami lub po prostu odwiedzając odpowiednie wyspy  (pirackie odzywki nie są wymagane do zwycięstwa – a szkoda).  Mechanizm rozgrywki jest bardzo prosty – każdy z graczy potajemnie wybiera, na którą z wysp chce się udać, jeżeli do jakiejś wyspy chce przybić więcej niż jeden pirat dochodzi między nimi do wymiany ognia, w wyniku której wszyscy poza jednym wilkiem morskim pójdą na dno. Oczywiście można ratować się ucieczką, ale jest to zachowanie godne szczura lądowego i grozi buntem wśród załogi. Następnie gracze mogą wybrać jaki rodzaj skarbu chcieliby zdobyć na wyspie – punkty chwały, pieniądze czy też dodatkowe karty specjalne, a później mają możliwość rozbudowania swojego okrętu – żagle dadzą nam większą szybkość, ładownia pozwoli zabrać więcej skarbów, a działa i załoga pozwoli sprawniej posłać na dno przeciwników.

Gra jest prosta i przyjemna, pomimo tego że występuje w niej dość mocny czynnik losowy (rozstrzyganie bitew za pomocą kostek) nie jest frustrująca i pozwala przyjemnie spędzić przy niej czas (co prawda żeńska część naszej pirackiej ekipy mogłaby się ze mną nie zgodzić, ale to tylko dowodzi, że się nie znają).

Gra została wydana przez wydawnictwo Days of Wonder, w związku z czym w pudełku znajdziemy pełno wszelkiego dobra – kart, znaczników, statków itd.- brakuje tylko drewnianej nogi dla każdego.

Rozgrywką w Pirate's Cove zakończyliśmy nasze zmagania na nieznanych wodach i mając w planach dalszą część piracenia w najbliższy piątek pożeglowaliśmy do domów.

Michał: W sumie Mateusz doskonale opisał całe sedno tej wesołej i emocjonującej (czasami denerwującej) gry familijnej  i wrażenia płynące z rozgrywki. Od siebie mogę jedynie dodać tylko tyle, że wydanie Days of Wonder to tak naprawdę druga edycja tego tytułu. Pierwszą wydało niemieckie Amigo, ale wersja ta była dostępna tylko w języku naszych zachodnich sąsiadów i nie była tak ładna jak nowe wydanie.


Ogromne podziękowania dla Mateusza za ten wpis - mam nadzieję, że to nie ostatni raz!

2 komentarze:

  1. Ahoj! Pięknie jest wyrwać się z macek Krakena i wrócić do żywych na swą łajbę i czytać takie rzeczy. Wpisy lipcowe to, jak beczka rumu po bitwie, sama przyjemność, aż drewniana noga sama podskakuje i tylko żałuję, że z Wami nie pływałem i skarbów nie rabowałem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło wiedzieć, że udało Ci się powrócić na szerokie wody wyrwawszy się z macek potwora z głębin. Trochę bałem się, że nie dotrze do Ciebie raport z obiecanych gier, ale widzę, że niepotrzebnie ;o)

      Na koniec mogę życzyć tylko samych dobrych wiatrów i powiedzieć, że prawdopodobnie to nie ostatnia marinistyczna/piracka notka w ramach projektu.

      Usuń