piątek, 28 września 2012

Dziesięciobój - część 1


Jak dobrze Wam wiadomo, w zeszłym miesiącu zaliczyłem w realizacji planu pewne opóźnienie, które postanowiliśmy trochę nadgonić we wrześniu. W ostatni piątek taki też cel nam przyświecał, ale nie wiedzieliśmy, że pójdzie nam aż tak dobrze. Ostatecznie zagraliśmy w aż 10 gier! Opisanie tak wielu tytułów na raz byłoby ciężkie, dlatego wpis poświęcony naszemu dziesięciobojowi dzielę na dwa.

Także teraz z nieocenioną pomocą przybył Mateusz, który przygotował główną część wpisu, którą ja tylko opatrzyłem swoimi komentarzami. Wielkie dzięki!



***

Po krótkiej, bo trwającej niecały tydzień przerwie, ponownie zebraliśmy się u Michała w celu zagrania w kolejne tytuły, które będziemy mogli dopisać do naszej pokaźnej już listy gier zagranych w ramach projektu. Tym razem osiągnęliśmy całkiem niezły wynik, ponieważ udało nam się zagrać w aż 10 tytułów. 



Monster 4
Pierwsza gra, którą zawczasu przygotował Michał, jest o tyle ciekawa, że jest w całości zbudowana ze znanych wszystkim duńskich klocków. Monster 4, bo o niej mowa, to gra w której wcielamy się w potworzastych (wilkołaki, diabełki itp.), które starają się zająć prestiżowe miejsca na lokalnym cmentarzu. Celem gry jest utworzenie rzędu w którym znajdą się cztery nasze pionki – jest to kolejna mutacja na temat kółka i krzyżyka.

Mechanika Potwornej czwórki jest bardzo prosta: rzucamy kością i wykonujemy akcję którą w ten sposób wylosowaliśmy. Dzięki nim możemy ustawić swoje potworki na planszy, wprowadzić do gry szkieleta-jokera, usunąć pionki przeciwnika lub zablokować część cmentarza dzięki pająkowi. Kto pierwszy ustawi rząd ze swoich pionków (część z nich może zostać zastąpiona przez szkielety) zostaje zwycięzcą.


Gra jest króciutka, strasznie losowa i na pewno nie można nazwać jej ambitnym tytułem. Za jej jedyny atut i element wyróżniający można by uznać fakt że jest w całości zbudowana z klocków, ale niestety gadżeciarstwo to za mało żeby stworzyć dobrą grę.


Mówiąc o grach z serii Lego nie sposób nie wspomnieć jeszcze o jednej bardzo dużej wadzie – wszystkie mają niestety bardzo wysoką (w stosunku do zawartości pudełka) cenę. Za podobne pieniądze nierzadko można kupić porządną eurogrę z naprawdę dużą ilością elementów, co na pewno nie zachęca do zapoznania się z klockowymi grami.


Michał: To, co Mateusz opisał, doskonale oddaje to co myślę o grach Lego - przynajmniej tych z pierwszej serii, gdyż o innych nawet specjalnie nie szukałem informacji (wyjątkiem jest Creationary, które od dawna za mną chodzi, ale odpada przez cenę).

Rozumiem, że stworzenie kostki Lego było wspaniałym powodem do przygotowania gier i nie mam żadnych zarzutów do tego pomysłu. Kostka Lego jest całkiem ciekawa, a pudełka Lego oryginalnie prezentują się wśród innych gier. Nie przeszkadza mi także czynnik losowy obecny w grach, ponieważ doskonale rozumiem, że w przypadku odbiorcy docelowego tych pozycji nie można oczekiwać gier z rozbudowanymi strategiami, czy opcjami. To bardziej coś dla rodzin, które grały w Chińczyka i Grzybobranie i świetnie się przy nich bawiły, a teraz szukają czegoś nowego.

Razi mnie jednak co innego. Myśl, która przyświeca grom to "Zbuduj, Graj, Wymyślaj". O ile pierwsze dwa człony są proste w odbiorze i dobrze zrealizowane, to trzeci jest totalna klapą. Instrukcja do każdej nowej gry Lego zachęca do wymyślania własnych zasad czy zmieniania gry, a przy tym element, który aż prosi się o zmianę jest nie do ruszenia! Mam tu na myśli kostkę, na której można byłoby łatwo pozmieniać ścianki - dodać/ująć oczek, połączyć akcje, czy dodać inne akcje z puli. Niestety, w żadnym z pudełek, które miałem w rękach, nie było dodatkowych płytek, które by na to pozwalały, co spowodowało ogromne poczucie niedosytu. Teraz możecie sobie pozamieniać płytki miejscami, ale sami sobie dopowiedzcie jaki to ma wpływ na grę...

Obecnie zmieniaj ogranicza się tylko do normalnej zabawy klockami Lego wchodzącymi w skład pudełka. Na przykłąd po tym , jak do mnie dotarła moja Piramida Ramzesa, to po pierwszej rozgrywce Beata przebudowała ją w sarkofag. Bez doczepionej na siłę gry.

Monster 4 na BGG

Ramwes Pyramid
Kolejny tytuł, w który zagraliśmy w piątek, to następna gra pochodząca z klockowej serii. Tym razem przenosimy się do Egiptu, gdzie będziemy starali się zgarnąć skarby samego Ramzesa. Na pudełku widnieje nazwisko znanego twórcy gier – Reinera Knizii - dające nadzieję na dobrą zabawę.


Celem gry jest jak najszybsze okrążenie piramidy, a następnie wspięcie się na jej szczyt i pokonanie mumii faraona. Po drodze staramy się zbierać różnokolorowe kryształy, lub zapamiętać w których obeliskach są ukryte. Zbieranie kryształów nie jest niezbędne, ale pomagają one w późniejszej wspinaczce na szczyt – aby wejść na kolejne poziomy musimy posiadać (lub wskazać gdzie się znajduje) kryształek w odpowiednim kolorze. Dodatkowo, trzeba uważać na mumie schodzące ze szczytu piramidy – bliskie spotkanie z nimi kończy się upadkiem na sam dół.


Mechanizm rozgrywki opiera się (ponownie) na rzutach kostką, które pozwalają nam się poruszać wokół lub w górę piramidy, oraz dodatkowo wykonać czynności specjalne, wśród których znajduje się poruszanie mumii, kradnięcie kryształów innym graczom lub obrót piramidy.


Ponownie – gra jest prościutka, bardzo duże znaczenie ma czynnik losowy, a gracze mają niewielki wpływ na to jak potoczy się rozgrywka. Osobiście jednak jestem nieco rozczarowany tym tytułem. Zdarzyło mi się zagrać w kilka tytułów pana Knizii i z reguły bardzo pozytywnie podchodziłem do jego tytułów (do moich ulubionych należą zwłaszcza Samuraj, Blue Moon City czy Geniusz), ponieważ charakteryzują się one pewną elegancją mechaniki, która pozwalają się przy nich dobrze bawić jednocześnie wysilając szare komórki. Niestety, Piramida Ramzesa jest pozbawiona tej elegancji - czegoś tu niestety zabrakło.

Podsumowując nasze rozgrywki w gry zbudowane z najsłynniejszych klocków na świecie chciałem tylko podzielić się moim spostrzeżeniem, że o ile sama koncepcja budowania gier jest super pomysłem, tak to co znajdujemy w pudełku mocno rozczarowuje. Gry które obrazują hasło „zrób to sam” powinny mimo wszystko dawać pewne możliwości zmiany (czy chociaż różne warianty) podstawowej gry. Niestety na tym polu mocno rozczarowują, co niestety dowodzi, że czasem sama znana marka to za mało.


Ramses Pyramid na BGG

Pictureka
Następną gra wieczoru to jeden z tytułów, który zachwycił Ulę do tego stopnia że musiała go mieć (i ma – my natomiast graliśmy oczywiście w egzemplarz Michała), a to za sprawą dość oryginalnej i nietuzinkowej oprawy graficznej, wobec której nie sposób przejść obojętnie.


Gra składa się z kilku plansz które łączymy w jedną całość tworzącą pole gry. Na planszach znajduje się… cóż, galimatias. Znajdziemy na nich wszystkiego po trochu – poczynając od pingwina, przez statek kosmiczny, wulkan aż do suszarki. Oprócz plansz w pudełku znajdziemy także karty z trzema rodzajami zadań, kostki do losowania tychże oraz klepsydrę.


Zadanie graczy jest proste – należy znaleźć określone przez karty obrazki, odszukać kilka przedmiotów danego rodzaju, bądź znaleźć zadeklarowaną podczas licytacji liczbę obiektów. No cóż, może nie takie proste zważywszy jak dużo różnych szczegółów znajduje się na planszy, ale dla chcącego w końcu nic trudnego.


Pictureka jest świetną grą ćwiczącą spostrzegawczość, niesamowitego uroku dodaje jej wspomniana już szata graficzna, do tego zasady są proste i do rozgrywki można łatwo zaprosić nowych graczy. Jest też dość krótka, a sama partia przebiega dość dynamicznie, przez co jest to tytuł który nada się nawet dla bardzo niecierpliwych.


Być może Michał o tym napomknie, ale mocno skrzywiłem się na samą propozycję gry w Picturekę. Dlaczego? Ponieważ mimo tego, że gra naprawdę jest w porządku to niestety zawsze bez problemu wygrywam i to mocno dystansując innych graczy, przez co nie gra nie jest już dla mnie wyzwaniem i nie mam motywacji do dalszego grania. :(


Michał: Pierwszy raz usłyszałem o Picturece w relacji Nataniela z jakiś targów (bodaj w Essen albo w Norymberdze), kiedy ten, zagajony przez autora dał się namówić na demo, od którego uciekał jak najszybciej tylko mógł. Dobrze, że nie przywiązałem się do tych słów, a nawet pobieżne przeglądnięcie zasad i rysunków sprawiło, że postanowiłem tę grę mieć zaraz po polskiej premierze.

I powiem Wam, że wcale się nie zawiodłem. Pictureka to gra oparta na pomyśle w stylu "Gdzie jest Wally?" - tutaj bawią się wszyscy i to bardzo dobrze. Owszem, zaznajomienie się z planszami daje pewną przewagę, ale to ma być imprezówka rozgrywana raz na jakiś czas, a nie nowa strategia męczona codziennie przez miesiąc.

Mateusz jednak nas rozgromił (i to w doskonałym stylu), jednak nie przeszkadzało mi to w cieszeniu się rozgrywką.

Pictureka na BGG
Pictureka na stronach wydawnictwa Hasbro


Wikingowie
Czwartym tytułem, po który sięgnęliśmy w piątek, byli Wikingowie. Dzięki niemu przenieśliśmy się na daleką północ aby eksplorować i podbijać mroźne okolice fiordów. Gra jest przedstawicielem gatunku „kafelkowców” – tutaj z kafli każdy z graczy układa wysepki za które będzie mógł zdobywać punkty oraz złoto. Skojarzenia z Carcassonne są tu jak najbardziej na miejscu, główna różnica polega na tym, że kafli nie losujemy, a musimy zakupić z dostępnej puli.


Gracz w swoim ruchu musi nabyć jeden żeton wyspy (do którego otrzymuje w komplecie wikinga), który następnie umieszcza przy swojej linii brzegowej ,w jednym z dostępnych rzędów. Jeśli kolor rzędu odpowiada kolorowi wikinga można go tam od razu umieścić, w innym wypadku trzeba będzie dodatkowo zdobyć żeglarza który porozwozi naszych podopiecznych na wolne wyspy.


Każdy rząd wysp zapewnia premie (o ile znajdują się tam odpowiedni wikingowie), dzięki którym bronimy się przed atakami lub zdobywamy punkty zwycięstwa, pieniądze i żywność.


Rozgrywka może wygenerować wiele niespodzianek, a także doprowadzić do naprawdę ostrej rywalizacji między graczami (zwłaszcza gdy mamy tylko jeden kafel lub wikinga na którego jest kilku chętnych), aczkolwiek raczej nie dochodzi do sytuacji kiedy gracze rozstrzygają spory za pomocą mieczy i toporów*. :)


Wikingowie to naprawdę świetny tytuł, który łączy lekkość rozgrywki z dużym polem manewru dla graczy którzy lubią kombinować – dla takich przeznaczony jest zwłaszcza wariant zaawansowany. Osobiście wolę tę grę od Carcassonne, ponieważ tutaj da się odczuć wpływ moich ruchów na to jak będą wyglądać kolejne ruchy i dzięki temu mogę planować akcje do przodu, czego niestety brakuje u „starszej siostry”.


Niestety, jest to jeden z najbardziej niedocenionych tytułów jakie znam. Co gorsza nie ma ku temu żadnych racjonalnych przesłanek (może poza niezbyt atrakcyjną grafiką). Brak popularności gry przyczynił się do znacznego spadku jej ceny – grę można było swojego czasu kupić za około 50 złotych, co jak na pudełko wypełnione „dobrem wszelakim” jest naprawdę niewielką sumą. Dlatego zainteresowanym polecam zapolować na Wikingów.


*których w pudełku z jakiegoś powodu nie znajdziemy.


Michał: Podobnie jak Mateusz uważam, że Wikingowie to gra strasznie niedoceniana. W tym niepozornym (i wcale nie takim brzydkim) pudełku kryje się naprawdę masa dobrej zabawy i to nie tylko dla rodzin. W kilku prostych mechanizmach autor, Michael Kiesling, zamknął naprawdę wspaniałą grę, która dobrze nadaje się do wciągania nowych osób w nasze ukochane hobby, a przy tym doświadczeni gracze się przy niej nie nudzą, mając w trakcie rozgrywki okazje do ruszenia mózgownicą.

Jednak prawa rynku są nieubłagane i w związku ze słabą sprzedażą wydawca postanowił wyprzedać grę po obniżonej cenie. Jak często w takich wypadkach bywa, wówczas gracze docenili grę i chcieli kupić kolejne egzemplarze, jednak te nie były już dostępne.

Dlatego jeśli nadarzy się Wam okazja do zagrania to zasiadajcie koniecznie. Tylko ostrzegam - później może być problem z jej zakupem!

Wikingowie na BGG
Wikingowie na stronach wydawnictwa Hans im Glueck


Kraby
Po krótkiej przerwie sięgnęliśmy po ostatni tytuł, tym razem upolowany przez Ulę. Ponieważ ostatnio niepisaną tradycją stało się dla nas granie w tytuły skierowane dla młodszych graczy, tym razem także jeden z nich trafił na stół. Kraby – bo o nich mowa – to gra w której zbieramy punkty za kraby które umieścimy w ładowniach naszych statków. Liczba zdobytych punktów zależeć będzie od liczebności krabów na planszy oraz mnożnika na naszych statkach.


Podczas rozgrywki gracze umieszczają żetony z krabami w różnych kolorach na planszy, tworząc dzięki temu kolorowe grupy. Im więcej krabów jednego koloru tworzy grupę tym więcej będzie ona warta punktów. Aby zdobyć punkty należy umieścić w ładowni swojego statku figurkę kraba w odpowiednim kolorze – dodatkowym utrudnieniem jest to, że jeśli na statku innego gracza znajduje się już figurka w tym kolorze nie możemy zająć ładowni o tej samej wartości co przeciwnik. Na koniec gry gracz podlicza wartość wszystkich skorupiaków na planszy, a następnie mnoży wynik przez liczbę jaką oznaczona jest ładownia (1,2 lub 3).


Muszę przyznać, że Kraby szalenie mi się spodobały. Gra ma zasady proste do bólu, a jednocześnie wymaga kalkulowania jaki kolor ma szansę dać najwięcej punktów. Umieszczanie krabów w ładowni wiąże się z ryzykiem utraty punktów (ponieważ przeciwnicy zaczną tworzyć grupy dające ujemne punkty). Takich elementów wymagających namysłu jest tutaj kilka, co jest moim zdaniem dużym plusem (zwłaszcza jeśli chodzi o gry dla dzieci).


Gra ma niestety jeden mały mankament który momentami dawał nam się we znaki. Szata graficzna gry jest utrzymana w bardzo ładnym, nieco komiksowym charakterze za który należy się duży plus, ale grafiki na żetonach mogłyby się różnić pomiędzy poszczególnymi kolorami. Niejednokrotnie zdarzyła nam się sytuacja kiedy myliliśmy niebieski z zielonym i pomarańczowy z różowym, co momentami doprowadzało do niekorzystnych sytuacji.


Pomimo tej niewielkiej wady na pewno warto zapoznać się bliżej z Krabami, ponieważ jest to po prostu kawał solidnej gry.


Michał: Kraby dobre są. I kropka. A tak dokładniej - Adam Kałuża krabami doskonale pokazał, że potrafi tworzyć dobre, proste gry, które pokazują pazur. W ładnym pudelku (grafiki Piotra Sochy rządzą!) dostajemy familijną grę, w podszczypywanie. Mnie dane było się przekonać jak takie podszczypywanie boli przez działania Uli, która co rusz dokładała moje płytki w taki sposób, aby bardziej mi odbierać punkty za kolor, którego postanowiłem mieć w ładowni najwięcej. Sprawiło mi to naprawdę ogromny ból, czego nie omieszkałem wspomnieć podczas rozgrywki.


Kraby to także gra o częściowej kooperacji. Chociaż wszyscy ze sobą rywalizujemy, to aby osiągnąć cel musimy czasem zrobic tak, ze skorzystają na tym inni (któzy zadeklarowali gromadzenie tego samego koloru co my).

Kraby to też gra w pasożytnictwo - szanse na wygraną ma tu nie tylko ten, kto dobrze zagra, ale także ten, kto dobrze przyssie się do kolorów, na których skupiają się inni.

Wszystkie te cechy, w połączeniu ze wspaniała szatą graficzną i arcysłodkimi figurkami krabików sprawiają, że  rozgrywki w Kraby wspominam dobrze (choć napsuły mi masę krwi, kiedy ktoś mi robił na złość).

Kraby na BGG
Kraby na stronach wydawnictwa Granna

Piątkowy wieczór pozwolił mi nieco się odkuć za szereg porażek poniesionych podczas grania w gry z projektu GIPF – jak do tej pory wszystkie zwycięstwa przypadły w udziale mnie. W tym miejscu kończę jednak swoją relację, ponieważ Kraby były tytułem, po którym skończyła się moja dobra passa (a nie będę sam przyznawał się do porażek), w związku z czym oddaję głos do studia :)

2 komentarze:

  1. Wikingowie to konkretny tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kraby są wspaniałe! (Wikingowie też) - cieszę się, że te gry pojawiły się w 300!

    WRS

    OdpowiedzUsuń