środa, 12 września 2012

Kawaleria przybyła!

Jak sami zapewne zauważyliście, moje noworoczne postanowienie złapało ostatnio zadyszkę - w sierpniu zagrałem zaledwie w 10 (z planowanych 25) gier, z wpisami było też słabo - oj, nie wróżyło to dobrze. Na szczęście wszystkie negatywne czynniki powoli dobiegły końca, a Mateusz i Ula przybyli z pomocą niczym kawaleria i w miniony piątek przystąpiliśmy do ratowania tego, co już się udało osiągnąć.

W ramach tej pomocy Meff postanowił także przygotować mi najnowszy wpis, który przeczytacie poniżej (z moimi drobnymi komentarzami). Zapraszam więc do jego lektury!

 ***
 Ponieważ przez ostatni miesiąc trochę (mocno) zaniedbaliśmy granie, przez kilka ostatnich dni staramy się szybko nadrabiać zaległości. W związku z dużą ilością tytułów w które zagraliśmy, postanowiłem wyciągnąć do Michała pomocną dłoń i wspomóc go kolejnym wpisem.

Rattlesnake
Pierwszym tytułem, po który sięgnęliśmy była gra skierowana raczej dla młodszych graczy – Rattlesnake. Gra składa się z planszy na której narysowane są różnokolorowe węże oraz kompletu magnesów w kształcie jajek. Zasady są bardzo proste – w swoim ruchu rzucam kością, która pokazuje na jaki kolor muszę dołożyć jajo, jeśli uda mi się to zrobić kolejka przechodzi na następnego gracza. Gdzie tu haczyk? Magnesy oczywiście przyciągają się bądź odpychają, a jeśli w wyniku naszego dołożenia spowodujemy złączenie się magnetycznych jajek musimy zabrać je z powrotem do naszej puli. Zwycięzcą zostaje gracz który pierwszy zostanie z pustymi rękami.


 Dla nas gra nie była niestety wielkim wyzwaniem, co nie zmienia faktu że jest to bardzo dobry tytuł dla najmłodszych (a ze względu na jego „gadżeciarskość” również bardzo atrakcyjny wizualnie).
Partia zajęła nam tylko kilka minut i już po chwili mogliśmy sięgnąć po następny tytuł.

Michał: Szybka, prosta gra, to i rozpisywać nie ma się o czym. D tego co wspomniał Mateusz dodam jedynie od siebie to, co napisałem kilka lat temu w swojej recenzji tejże gry – mianowicie magnesów jest zdecydowanie za mało! W trakcie naszej rozgrywki udało się nam umieścić na planszy 11 z 12 magnesów, w związku z czym Meff wygrał tylko dlatego, że był rozpoczynającym. Gdyby dodać ich tak z 4, albo nawet 6, to byłoby zdecydowanie lepiej i trudniej.

Rattlesnake na BGG
Rattlesnake na stronach Fantasy Flight Games
Recenzja Rattlesnake na blogu Kraina Gier


Totem
Pozostając w klimatach dziecięcych postanowiliśmy zagrać w Totem, grę której osobiście szczerze nie znoszę, jednak namówiony przez Ulę i Michała zgodziłem się zagrać.

Podczas rozgrywki gracze za pomocą kart manipulują fragmentami wioskowego totemu. Kawałki totemu można przesuwać w górę bądź w dół, zamieniać je miejscami lub po prostu usuwać. W każdej kolejnej rundzie gracze starają się ustawić na szczycie totemu trzy najlepiej punktowane fragmenty – cała trudność polega na tym że każdy z graczy chce zapunktować inne kolory niż współgracze. Bardzo często dochodzi więc do przepychanek o trzy punktowane miejsca.. Każdy z graczy ma do dyspozycji taki sam zestaw kart akcji, co teoretycznie daje wszystkim równe szanse, niestety bardzo często ostatni w kolejce ma przewagę w postaci kluczowego ostatniego ruchu. Z drugiej strony – Totem jest grą dla dzieci, więc takie małe niezbalansowanie nie jest czynnikiem psującym radość z rozgrywki.


Niewątpliwą zaletą gry jest jej bardzo ładne wykonanie – na planszy znajduje się specjalny rowek w którym układa się totem, same fragmenty totemu są bardzo ładne, kolorowe i solidnie wykonane, co przekłada się na jej atrakcyjność dla dzieci, jednak wysoka jakość wykonania to za mało żeby przezwyciężyć moją niechęć do tego tytułu.

Po krótkiej rozgrywce, ku mojej radości przeszliśmy do dalszych zaplanowanych na ten wieczór gier.

Michał: W przeciwieństwie do Mateusza zasiadając do rozgrywki nie miałem żadnych negatywnych myśli odnośnie gry. Miałem za sobą kilka rozgrywek, ale żadna nie przyprawiała mnie o nerwowe ataki złości czy pulsowanie żyły na czole, wynikające z ogromnej irytacji. Zamiast tego miałem w pamięci super pozytywną recenzję tej gry, którą kiedyś nakręcił Tom Vasel...

Miało się to jednak zmienić – o ile w pierwszej rundzie poszło mi przyzwoicie, o tyle rundy druga i trzecia były dla mnie katastrofalne. Cokolwiek bym nie zrobił Ula i Mateusz psuli moje plany, w efekcie czego raz nie zdobyłem ani jednego punktu! Oj, mocno się wkurzyłem – może nie na tyle aby znienawidzić grę, ale na pewno na tyle aby od niej odpocząć, zwłaszcza, że w realizacji projektu mogę zagrać w bardzo podobną grę – Viva il Re, która (chyba nie tylko moim zdaniem) jest znacznie lepsza.

Totem na BGG
Totem na stronach Krainy Planszówek


Cronberg
Kolejną grą w którą zagraliśmy był Cronberg (w końcu jakiś tytuł dla „dużych”!). Egzemplarz należący do Michała jest o tyle nietypowy,  że jest to jedna z jego nielicznych samoróbek, których Michał na ogół zdecydowanie nie lubi (ale jak przystało na planszomaniaka jest on wykonany na najwyższym poziomie).

Elementy gry to przedstawiająca miasto, podzielona na trójkątne fragmenty-dzielnice plansza, kafle z wartościami liczbowymi, oraz pionki w kolorach każdego z graczy. Podczas rozgrywki gracze mają możliwość wykonania jednej z dwóch akcji: dołożenia na planszę swojego pionka (który później będzie punktował) albo wylosowania kafelka i dołożenia go. Ciekawym rozwiązaniem jest to, że poszczególne „dzielnice” na planszy mają różne właściwości - mogą podwajać wartości punktowe, zmienić wartość kafelka z ujemnej na dodatnią lub wyrzucić wszystkie pionki sąsiadujące z danym polem. Dzięki temu trzeba dokładnie się zastanowić czy dołożenie danego elementu pozwoli nam na zdobycie punktów, czy może raczej ryzykujemy ich stratą.

Pomimo prostych zasad Cronberg wymaga kombinowania, a także pewnej dozy złośliwości (przecież ujemne punkty nie mogą się zmarnować, dajmy je innym), dodatkowo nie zajmie wiele czasu. Ot, szybka gimnastyka dla szarych komórek w najlepszym wydaniu.

Michał: Tak jak wspomniał Meff, na ogół jestem wrogiem samoróbek – po prostu jako urodzony esteta uwielbiam kiedy coś jest idealne, piękne i ogólnie tip-top, o co często trudno w domowych warunkach, nie wspominając już o wątpliwym aspekcie moralnym tworzenia samoróbek. Cronberga jednak wykonałem eony temu, korzystając z plików oficjalnie dostępnych na stronie wydawcy. Pamiętam jak dziś, że męczyłem się z grą dobre kilka dni – do dyspozycji nie miałem żadnych profesjonalnych narzędzi – tylko nóż tapicerski i domową drukarkę, ale z ostatecznego efektu jestem bardzo zadowolony.

A co o samej grze? Miło było sobie ją przypomnieć po latach. Kiedy pierwszy raz styczność miałem z tą grą, ekscytowałem się pierwszymi partiami w Carcassonne i Cronberg trochę mi je przypomina. Też dokładamy kafle, też staramy się zajmować najlepsze miejsca, a wszystko w ramach przyjemnej gry familijnej. Mam nadzieję, że Cronberg powróci na stół częściej, ponieważ jest to zapomniana perełka, której należy się odrobina chwały.

Cronberg na BGG
Oficjalna strona gry (z materiałami do przygotowania własnego egzemplarza) 


Inka
Ostatnim tytułem piątkowego wieczoru była Inka, w której każdy z graczy wciela się w poszukiwacza przygód/archeologa/podróżnika wyruszającego do inkaskiej świątyni po statuetki bożków. Celem gry jest wejście do świątyni, zgarnięcie trzech posążków i wyjście zanim zrobią to inni gracze. Proste? No to dodajmy do tego ruszającą się podłogę, tajne przejścia i szczyptę chaosu.
W swoim ruchu gracz ma do dyspozycji kilka akcji – ruch, podnoszenie statuetek, używanie tajnych przejść oraz poruszanie posadzki. Ten ostatni element jest kluczowy, ponieważ pozwala na zbudowanie ścieżki do statuetek lub zablokowanie innych graczy (Inka to kolejna gra dla złośliwców).

Gra teoretycznie powinna być szybka i dynamiczna, jednak nasza partia strasznie się przeciągnęła, ponieważ wszyscy nawzajem blokowaliśmy na potęgę swoje ruchy. Taktyka „nie-daj-żyć-innym” zdecydowanie się tutaj nie sprawdziła, przez większość czasu żadne z nas nie było w stanie wykonać praktycznie żadnego sensownego ruchu. Koniec końców, w wyniku moich przepychanek z Michałem zwycięstwo przypadło w udziale Uli, a wszyscy z westchnieniem ulgi pożegnaliśmy Inkę.

Na Ince zakończyliśmy nasze piątkowe spotkanie, mając w planach ponowne spotkanie jeszcze w tym samym tygodniu w celu dalszego nadganiania planu.

Michał: Oj faktycznie nasza partia ciągnęła się niemiłosiernie. W wyniku zachowawczego grania i złośliwego rozstawiania pierścieni blokujących przez dobry kwadrans nie działo się nic sensownego i już byłem skłonny zrobić byle co, aby tylko zakończyć tę katorgę. Na szczęście Uli udało się samodzielnie wyrwać z tego beznadziejnego potrzasku i pomknąć do wyjścia.

Nie wiem, czy była to wina naszego rozłożenia planszy, czy jakiegoś błędu (na razie się go nie doszukałem), ale na chwilę obecną Inka powędrowała z powrotem do pudełka i zapewne prędko zeń nie powróci...

Inka na BGG
Inka na stronach Queen Games

1 komentarz:

  1. Ach, przypomnieliście mi o Cronberg, muszę dzisiaj poszukać mojej starej samoróbki. Jednej z nielicznych, które sobie zostawiłem :)

    OdpowiedzUsuń