niedziela, 19 lutego 2012

Po tygodniowej przerwie cz. 1 - Maraton z Gigamic'iem

Jak wspominałem w poprzednim wpisie, w minionym już tygodniu czekało mnie wiele obowiązków, przez co szanse na granie w cokolwiek były małe, ale w sobotę miało być inaczej. Na szczęście było - i to jeszcze jak!

Pierwotnie planowaliśmy zagrać z 3 znajomych (Marcinem, Mateuszem i Pawłem) w 1853, do którego zbieram się od ponad roku. Jest to cięższa gra ekonomiczna, w którą rozgrywka zajmuje dużo czasu i jest dość zajmująca. Okoliczności mieliśmy idealne - Beata, która nie przepada za takimi grami, pojechała do znajomej poza Kraków, więc miałem "wolną chatę". Ekipa lubiąca takie tytuły (no, może poza Meffem, ale ten dał się przekonać) - zebrana. Nic tylko siadać i grać.


Niestety w okazało się, że zdrowie nie pozwoli Pawłowi dołączyć do naszego grona. W związku z tym postanowiłem przełożyć rozgrywkę na inną okazję. Wiedząc, że Paweł do nas nie dołączy nie doczytałem już do końca zasad, ponieważ to właśnie Paweł miał pomóc w zapanowaniu nad grą (w końcu to miała być nasza dziewicza rozgrywka). Ale jak to mówią co się odwlecze, to nie uciecze.

Mimo zmiany, wieczór można uznać za całkiem udany, o czym sami możecie przeczytać. W związku z tym, że w ciągu tych kilku godzin udało się zagrać w naprawdę wiele gier, opis tego spotkania podzielę na dwa wpisy. Dziś zajmę się "mini-maratonem gier Gigamic", który urządziliśmy sobie z Mateuszem. Nie było to żadne planowane działanie - po prostu spontaniczna i trochę przypadkowa akcja.

Myśliciel w akcji
Quarto
Quarto to moim zdaniem jedna z najlepszych gier logicznych Gigamica. Ma w sobie wszystkie cechy dobrej gry tego gatunku - banalne zasady, zapewniające przy tym niemałą głębię ruchów, brak czynnika losowego, brak wyjątków, zaledwie kilka elementów, które potrafią wywołać niezła burzę mózgów, a przy tym rozgrywka wszystkim nie trwa wieki.

Sedno gry tkwi w tym, aby pokierować poczynania przeciwnika w taki sposób, aby sam stworzył pułapkę na siebie. Celem gry jest ułożenie linii (lub kwadratu w wariancie zaawansowanym) z 4 elementów z tą samą cechą. Cechy są cztery - kolor, wysokość, kształt oraz, jak to mówię, dziurowatość. Magia tkwi w tym, że wybieramy element, który na planszy stawia przeciwnik i vice versa. Tak więc, musimy kombinować jak ustawić to co dostaliśmy, aby nie zapewniło zwycięstwa rywalowi, a jednocześnie sprawiło, że ten znajdzie się w pułapce.

W Quarto grałem już dziesiątki razy i za każdym razem doskonale się przy niej bawię. Jest to doskonała gra na szybki pojedynek dwóch umysłów poszukujących intelektualnej strawy. Pojedyncza rozgrywka zajmuje około 5-10 min, przez co w ciągu dwóch kwadransów można zagrać partię, rewanż i dogrywkę.

Może moja opinia jest trochę na wyrost, ale dla mnie gra nie ma wad. Mimo, iż posiadam tanią, plastikową wersję, którą eony temu dystrybuowała w Polsce firma Trefl, a nie piękną, drewnianą edycję, którą można kupić teraz, to mimo to uważam, że za samą elegancję rozgrywki należy jej się miano luksusowej.


Batik
Po kilku partiach w Quarto okazało się, że mamy jeszcze sporo czasu do nadejścia Marcina i wybór padł na kolejną grę Gigamica - tym razem był to Batik. W tej grze każdy z graczy dysponuje zestawem elementów o różnym kształcie. Sama gra polega na tym, że na zmianę wrzucamy je pomiędzy dwa arkusze z pleksy, a jeśli po ruchu element będzie wystawał z określonego ramami obszaru gry, jego właściciel przegrywa.

Trudno powiedzieć, że Batik to gra logiczna - zdecydowanie jest to gra zręcznościowa z elementem szczęścia. Owszem - czasem trzeba pomyśleć czy wrzucany element się zmieści, ale nie jest to proces myślowy, który rozpali nasze szare komórki do czerwoności. Bardziej liczy się to, czy wrzucimy element tak jak chcemy i czy ten przypadkiem się nie odbije od innego, lub od podłoża i nie wpadnie zupełnie inaczej.

Dzięki prostocie zasad Batik całkiem fajnie nadaje się dla dzieciaków (choć tym zdecydowanie lepiej sprawić wersję dedykowaną małemu odbiorcy, w której zamiast kształtów geometrycznych są morskie zwierzątka, które wrzuca się do akwarium). W trakcie rozgrywki wytwarzają się pozytywne emocje, które są tak ważne w trakcie rozgrywek z małolatami. Do tego pojedyncza partia trwa 1-2 minuty, więc nawet najbardziej szalone dziecko wytrzyma przy niej do końca. Wisienką na torcie jest to, że na koniec burzymy to co ułożyliśmy wysuwając elementy z planszy i delikatnie przy tym hałasując (mnie to przypominało wielkie burzenie zamku z klocków, który chwilę wcześniej skrzętnie się budowało).

Do zakupu Batik tak naprawdę skłoniło mnie nazwisko autora - twórcą tej gry jest Kris Burm, autor genialnego projektu GIPF (o którym na pewno będziecie mieli okazję przeczytać na moim blogu). Swego czasu starałem się kupić wszystkie jego gry - niezależnie od tego, jakie by one nie były. Gdyby nie jego osoba, to wątpię czy Batik znalazłby się w mojej kolekcji. Nie zaprzeczę - jest to gra przyjemna i ciekawa, ale mimo wszystko kosztowna w stosunku do tego co oferuje.


Pylos
Skoro już rozpoczęliśmy mini-maraton Gigamica, nasz kolejny wybór padł na Pylos, tym razem zaproponowanego przez Mateusza.

Przez wiele osób Pylos jest uważany za jedną z najlepszych gier w katalogu francuskiego wydawcy, jako gra głęboka, z wieloma opcjami i możliwościami. Niestety nie jestem zwolennikiem tego poglądu. W moim odczuciu jest to gra, którą łatwo można przeliczyć i przy zachowawczym graniu nie zapewnia takich emocji jak inne gry ze stajni Gigamica.

Wiele razy próbowałem przekonać się do tego tytułu, ale wydaje mi się, że brak w nim pewnej iskry geniuszu czy innego czynnika, który sprawia, że gra wybitna wyróżnia się z tłumu. Okej, ma fajne kulki (które wiecznie uciekają z planszy, stołu i trzeba za nimi gonić po podłodze), ale czy to ma być argument przemawiający na korzyść gry logicznej?


Takie oczywiste rozwiązanie, a umknęło uwadze rywala...
Quixo
Idąc dalej ścieżką, na którą wkroczyliśmy na początku spotkania, na stole wylądowało Quixo. Jest to ciekawa wariacja popularnego kółka i krzyżyk. Gra polega na tym, że gracz bierze z krawędzi neutralną kostkę (lub taką z swoim symbolem) i ustawia ja tak, aby pokazywała jego osobisty znaczek, po czym odstawia ją, ale nie z powrotem na miejsce, z którego ją zabrał, a na przeciwległy koniec. Dzięki temu plansza nie jest stała - klocki się przesuwają zmieniając układ, niwecząc plany i odwracając sytuację. Sprawia to, że partie są dynamiczne i czasem trudno ogarnąć umysłem to co może się stać za kilka posunięć. Przy tym wszystkim nadal jest to gra szybka, bez wielkich przestojów.


W trakcie gry na planszy powstaje małe dzieło sztuki!
Quads
Na koniec przyszła kolej na kolejną grę której tytuł zaczyna się na literę Q, czyli Quads. W porównaniu do poprzedników, Quads jest grą o wiele cięższą, spokojniejszą, wymagającą większego skupienia i analizy sytuacji. Gra polega na tym, że na planszę dokłada się swoje elementy tak, aby te stykały się z innymi, a przy tym przestrzegały oznaczeń zarówno na klockach już ułożonych, jak i na krawędziach planszy. Przegrywa gracz, który nie może wykonać dozwolonego ruchu.

Przez całą rozgrywkę wyraźnie widzimy jakie elementy mamy w puli oraz jakie ma przeciwnik i w zestawieniu z sytuacją na planszy co razem tworzy niezłą mieszankę do gotowania szarej masy znajdującej się wewnątrz ludzkiej czaszki. Rozgrywka w Quads to tak naprawdę łamigłówka o dwóch obliczach. Z jednej strony staramy się tak zoptymalizować nasze posunięcia aby na planszy upchnąć jak najwięcej z naszych klocków. Z drugiej zaś chcemy zablokować przeciwnika, a jak łatwo się domyślić, często jedno nie idzie w parze z drugim.

Jako miłośnik łamigłówek bardzo cenię sobie ten tytuł. Rozgrywka w Quads zapewnia mi poczucie, że mam w ręku łamigłówkę, która mogę rozwiązać z drugim człowiekiem. Przy tym każde nasze starcie może być zupełnie inne, przez co gra szybko się nie znudzi. Niestety chyba tytuł ten okazał się zbyt wymagający i mimo kilku różnych edycji został wycofany ze sprzedaży i na razie nic nie wskazuje na to aby miał powrócić.


Krótką chwile po tym, jak skończyliśmy grać w Quads dołączył do nas Marcin. Wtedy też zakończył się nasz mini-maraton z grami Gigamica i przyszła kolej na inne tytuły. O tych jednak opowiem w drugiej, osobnej notce.

Oczywiście moja kolekcja gier Gigamica nie zamyka się na tych pięciu tytułach, więc jest szansa na zorganizowanie drugiej odsłony "mini-maratonu Gigamica" ;o)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz