poniedziałek, 6 lutego 2012

Zwierzęco-ekonomiczna niedziela

Jak wspominałem przy okazji poprzedniego wpisu, na wczoraj zaplanowane było wieczorne spotkanie przy grach (jakże oryginalnie!). Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i wielokrotnie wspominani na łamach niniejszego bloga Ula i Mateusz odwiedzili nas celem spędzenia miłego czasu przy grach i pogawędkach (o przekąskach nie wspominając).


Fauna
Spotkanie na koniec weekendu zainaugurowaliśmy partyjką w Faunę - moim zdaniem jedną z najlepszych gier edukacyjnych dostępnych na rynku. W przeciwieństwie do wielu gier okołowiedzowych, w tym przypadku informacje nie są przekazywane w sposób nachalny i uciążliwy - tutaj wiedza wręcz sama chce być zapamiętywana. Właśnie to sprawia, że moim zdaniem Fauna jest jednym z tych tytułów, które powinny znaleźć się w szkolnych świetlicach. Niestety na przeszkodzie ku temu stoi jak zwykle cena ale i mało zachęcająca szata graficzna. O ile z pierwszą wadą trudno polemizować, to w przypadku drugiej znacznie boli to, że wystarczyło zrobić tak niewiele, aby efekt był o niebo lepszy. Mam tu na myśli francuskie wydanie, w okładce którego dokonano wydawałoby się kosmetycznych zmian (inna faktura napisu, odrobinę inny odcień tła), które sprawiły, że okładka z brzydkiej stała się prześliczna (zresztą zobaczcie sami). Inna sprawa z tym co w środku, ale przy tym to chyba nikt nie majstrował...

Gdzie żyje łoś?
Mimo, iż na rynku dostępne jest wydanie polskie, ja nadal mam w swojej kolekcji tylko Faunę w wersji germańskiej. Dostałem ją kilka lat temu w ramach wielkiej niespodzianki do Bett (wówczas byłem naprawdę mega zaskoczony tym prezentem i równie szczęśliwy). Wydawać by się mogło, że w tę grę nie da się grać w wersji innej niż rodzima, ale nie jest to zgodne z prawdą. Wszystko za sprawą magicznego zestawienia przygotowanego kiedyś przez Pancho (założyciela Gamesfanatic.pl), który zebrał do kupy łacińskie nazwy wszystkich zwierząt występujących w Faunie i połączył je z polskimi nazwami - w ten sposób wersja niemiecka stała się grywalna dla osób, które w języku Goethego znają tylko kilka określeń rodem z "Czterech pancernych" i "Stawki większej niż życie".

Bardziej Hardcore'ową rozgrywkę odbyłem podczas pobytu we Francji - gdzie grono frankofońskie grało ze mną, mieszkańcem kraju nad Wisłą, w niemiecką wersję gry. Różnice językowe w niczym nam nie przeszkadzały i bawiliśmy się doskonale.

Na koniec odrobinę smutna ciekawostka dotycząca Fauny. Friedmann Friese stworzył tę grę jako prezent dla swojej ukochanej, ogromnej miłośniczki zwierząt. Niestety ich związek już dawno odszedł w niepamięć, ale owoc tej miłości nadal sprawia radość wielu osobom na całym świecie.


Złote Miasto
Drugim daniem wieczoru była "różowa gra nie traktująca o kucykach", czyli Złote Miasto Michaela Schachta. Gra ta jest numerem dwa (po Valdorze) w "złotej trylogii" tego autora. Tak jak poprzednia gra stanowi prosty i niezwykle przyjemny tytuł familijny.

Swój egzemplarz Złotego Miasta otrzymałem od samego autora zaraz po światowej premierze, co sprawiło mi ogromną radość. Jeszcze bardziej rad byłem kiedy okazało się, że tytuł ten będzie dostępny w słowiańskiej wersji. Wszystko dlatego, że w moim odczuciu gra ta (podobnie zresztą jak Valdora) jest przykładem doskonałego rzemiosła twórcy gier. Wbrew pozorom gra jest doskonale zbalansowana i nie ma jednej konkretnej strategii wygrywającej (co sam sprawdziłem osiągając zwycięstwo na zupełnie różne sposoby, w tym m.in. ignorując całkowicie "przesadzone" karty premii).

Niestety Złote Miasto w żadnym zakątku świata nie zrobiło oszałamiającej kariery. Sam bardzo się temu dziwię i nie potrafię znaleźć sensownego uzasadnienia tego faktu (no, może poza zbyt różową okładką, która może sugerować, że to dziewczęca gra o księżniczkach w wieży). Na szczęście swoimi działaniami "u podstaw" zarażam kolejne osoby, więc jest nadzieja, że przynajmniej kilku graczom dane będzie docenić magię tego tytułu.


Szalone małpy
W ramach krótkiego przerywnika udało mi się przekonać resztę grupy do gry w Szalone małpy. Gdyby nie osoba jej autora, to pewnie bym na tę grę w ogóle nie zwrócił uwagi a tym bardziej jej nie kupił. Twórcą tego tytułu jest Łukasz Woźniak, znany szerzej jako Wookie z videocastu Gry planszowe u Wookiego. Osobiście niespecjalnie przepadam za jego recenzjami, przede wszystkim dlatego, że irytuje mnie poczucie humoru jakie Łukasz prezentuje. Niemniej jednak, podobnie jak inni recenzenci tacy jak Scott Nicholson czy Tom Vasel, Łukasz wymyślił grę i udało się znaleźc dla niej wydawcę, co moim zdaniem jest wystarczającym powodem aby włączyć ją do kolekcji.

Zdjęcie małp z małpiej perspektywy. No i ta włochata małpia łapa...
Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, w gronie 4 (podobno) dorosłych osób gra nie stanowiła  specjalnego wyzwania i raczej nie zachwyciła. Wszyscy (momentami poza mną) bardzo dobrze radzili sobie z zapamiętywaniem kto gdzie ma swoje małpy więc gra była dość sucha i wcale nas nie porwała. Jednak zdaję sobie sprawę, że byliśmy daleko poza grupą docelową i mogę uwierzyć, że w gronie dzieciaków ćwiczących pamięć gra w Szalone małpy może być super zabawą.

Jedyne czego nie mogę wybaczyć tej grze, to historia wprowadzająca do rozgrywki i wyjaśniająca jej cel. Otóż dowiadujemy się z niej, że małpy, po całonocnej zabawie zasnęły na łące. Rano obudziło je palące słońce i człekokształtni czym prędzej chcą czmychnąć w cień dżungli, gdyż nie mogą znieść żaru. Czy to ze mną jest coś nie tak, czy to na serio jest zawoalowany opis skacowanych studentów po piątkowej imprezie w akademiku? Oceńcie sami.


Acquire
Po krótkiej przerwie z szalonymi człekokształtnymi zmieniliśmy klimaty w sposób bardzo znaczący i przenieśliśmy się do świata korporacji hotelowych, fuzji, szalonej walki o udziały i rywalizacji o naprawdę wielkie pieniądze. Wszystko za sprawą Acquire - mojej ulubionej gry ekonomicznej.

Acquire w bardzo prostych zasadach oddaje walki korporacji i wiążące się z tym różne aspekty takie jak podkupywanie udziałów, przejęcia, czy ciągłe poczucie niedostatku funduszy - a wszystko to ma zakończyć się posiadaniem ogromnej ilości pieniedzy (choć nie tak wielkich jak u Sknerusa McKwacza). Także było i tym razem - jak się okazało z członka zarządu małej sieci hotelowej stałem się prezesem znacznie większego przedsiębiorstwa, który na dodatek posiada bezpieczny pakiet większościowy - wszystko za sprawą umiejętnie przeprowadzonej fuzji i bezlitosnego pozbycia się wszystkich udziałów swojej pierwszej sieci hotelowej. Niczym prawdziwy rekin finansjery! Żeby jeszcze mi się w życiu tak udało...

Po zakończonych bojach - raczej plansza nie wygląda epicko
Kiedy spojrzy się na Acquire z boku trudno uwierzyć, że w tej grze jest cokolwiek ciekawego - na ciemnej planszy układa się szare kafelki. Czasem się coś kupuje, czasem zarabia - wieje nudą? Na szczęście kiedy bierze się udział w rozgrywce wrażenia są zupełnie inne. Dla mnie Acquire jest źródłem masy dobrych wspomnień. Właśnie dzięki temu zawsze chętnie zagram w ten tytuł.

Wisienką na torcie jest to, że Acquire zostało po raz pierwszy wydane w 1962 roku! Tak, w tym roku gra świętuje 50 urodziny. Chyba każdy autor chciałby mieć na swoim koncie grę, która po półwieczu nadal zachwyca i może spokojnie stawać w szranki z młodszymi rywalami nie dostając przy tym zadyszki. Twórcą tego legendarnego dzieła jest Sid Sackson - moim zdaniem największy projektant gier XX wieku, który na swoim koncie ma kilka prostych, ale niezwykle głębokich tytułów. Nadwiślańscy gracze mogą go znać m.in. dzięki grze Fokus (wydanej w latach 80' przez Labo i uhonorowanej w 1987 tytułem Gry Roku wg Świata Młodych) oraz Makler Giełdowy (ta ostatnia została wydana w Polsce nielegalnie).


Na koniec wieczoru dałem się jeszcze przekonać do partyjki w Tichu - jednak gra ta ma już swoje miejsce na blogu wiec nie będę jej ponownie opisywał. Wspomnę jedynie, że tym razem w pojedynku "baby kontra chopy" tryumfowała płeć (podobno) brzydka.

6 komentarzy:

  1. Hehe, no i sam przyznasz, że po prostu Tichu wciąga ;) :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Acquire- zaciekawiłeś mnie tą grą, podświadomie szukałem takiej gry, a do tego dawno dawno temu grałem w Maklera Giełdowego! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brow - wciąga innych, którzy wciągają mnie ;o)

    siemin - jeśli tylko masz w okolicy kogoś, kto ma Acquire to koniecznie wypróbuj! Moim zdaniem to doskonała gra. Możesz spróbować też gry on-line. Podobno da się w Acquire zagrać na www.gametableonline.com/ (podobno, ponieważ mnie się nie udało na tej stronie znaleźć nawet listy dostępnych gier).

    Można też grać przez NetAcquire: http://www3.telus.net/kensit/NetAcquire/# - osobiście nie testowałem, tylko wszedłem na chwile jako widz i wiem tylko, że wygląda bardzo topornie.

    OdpowiedzUsuń
  4. W sobotę na Nocy Gier Planszowych w Bydgoszczy Złote Miasto trafiło na stół. Przyznam, że faktycznie bardzo przyjemny tytuł do którego naprawdę będziemy wracali.W ostatnim czasie miałem okazję także zagrać kilka razy w "China". Po tych dwóch tytułach chętnie spróbuje kolejnych tego autora!

    OdpowiedzUsuń
  5. W takim razie koniecznie sprawdź Valdorę. Dobre opinie zbiera też Mondo, ale w to niestety nie miałem okazji zagrać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mondo to bardzo udany klon Zooloretto. Mechanizm podobny - dobieranie kafelek ze wspólnej puli i wstawianie ich w odpowiednie miejsce, unikając niezgodności. Łatwa, przyjemna gra. Jednak po czasie łatwo o schematyzm, zwłaszcza w grze na 2 osoby, kiedy nie musimy się martwić o to że ktoś podbierze nam potrzebny kafelek i możemy sobie je bezstresowo układać na planszy wedle sprawdzonego schematu. Dlatego na dłuższą metę wolę Zooloretto, przede wszystkim na większą interakcję, większą re-grywalność i większą decyzyjność.

    OdpowiedzUsuń