niedziela, 25 marca 2012

Wiosenny piątek - cz. 1: Logicznie i nie tylko

Dziś sobota, czyli wczoraj był piątek (tak, udało mi się to - genialne odkrycie rodem z piosenki Rebecci Black...). Jak każdego piątego dnia tygodnia, przyszedł czas na wieczorne granie. Zgodnie z tradycją umówiliśmy się na ten dzień z Mateuszem spędzić czas przy planszy, kartach i kaflach. Spotkanie rozpoczęliśmy od trzyosobowej partii w 7 Cudów Świata przyniesionych przez Meffa (swojego egzemplarza z Beatą nie posiadamy, ponieważ cały czas nie możemy przełamać się i zakupić grę; wszystko przez jej cenę). Później Beata zostawiła nas dwóch w związku z czym na stole wylądowała bateria gier logicznych - przynajmniej do czasu przybycia Uli...


Balanx
Twórcą Balanx jest Kris Burm - autor genialnego Projektu GIPF. Jak już kiedyś wspominałem, swego czasu starałem się zakupić każdą jego grę, która wpadła mi w ręce. Właśnie w ramach takiego szaleńczego amoku udało mi się przekonać Ignacego Trzewiczka do sprzedania ciekawej gry logicznej, którą ten zdobył podczas jednej z wizyt na hali antykwarycznej targów w Essen.

Balanx to niezwykła gra logiczna, ponieważ mimo to, że gracze rozgrywają mecz na tej samej planszy, układ dla każdego z nich jest inny. Wszystko za sprawą tego, że plansza jest pochyła, a przed swoim ruchem gracz przechyla ją na swoją stronę. W wyniku tej czynności kule będące pionkami staczają się wzdłuż rynienek i zmieniają sytuację obecną na polu bitwy.

Celem gry jest przeprowadzenie swoich kulek z przeciwległej strony na swoją poprzez skoki (w bok lub w dół) albo przesunięcia na sąsiednie pole (tylko w bok). Zasady banalnie proste i mało w nich oryginalności, ale w połączeniu z ciekawym mechanizmem zmiany gra prezentuje się arcyciekawie i to sprawia, że jest lepsza niz wiele, wiele innych.

Na koniec warto też wspomnieć o nie lada ciekawym wariancie, który przez przypadek stworzył Trzewik. W wyniku złej interpretacji zasad, Ignacy grał tak, że zaczynał mając swoje kule przy sobie i prowadził je na stronę przeciwnika. W związku z tym, że miał planszę przechyloną na swoją stronę wymagało to zupełnie innego podejścia i naprawdę mocnego wysilenia komórek mózgowych. Jak widać Ignacemu nawet czasem przypadkiem udaje się wymyślić wariant do istniejących gier.


Abalone
Skoro wieczór został zainaugurowany grą  w kulki, postanowiliśmy iść za ciosem i wybraliśmy kolejną grę z takimi elementami - Abalone. Tytuł ten powoli urasta do miana współczesnej klasyki - 25 lat po swojej światowej premierze nadal obecny jest na rynku w coraz to nowych odsłonach (ostatnio w wersji Offboard).

Poza byciem naprawdę doskonałą grą logiczną, Abalone ma dwie bardzo silne cechy charakterystyczne - planszę, która dzięki swojemu doskonałemu wykonaniu sprawia masę zabawy w trakcie rozgrywki (chyba każdemu zdarzyło się bawić w przesuwanie kulek dla samego przesuwani) oraz tytuł, do którego wymyślono tyle teorii, że przekraczają one czasem szkolne interpretacje z cyklu "co autor miał na myśli". O ile bez tego drugiego aspektu gra doskonale może się obejść (o czym świadczy m.in. zmiana nazwy w nowym wydaniu), o tyle pierwsza na pewno ma częściowy wpływ na sukces gry. Ciekawe ile projektantom zajęło jej stworzenie i jak wyglądały pierwsze prototypy...

Jeśli nie znacie jeszcze Abalone, polecam lekturę mojej recenzji tego tytułu, którą spisałem lata temu dla nieistniejącego już serwisu Gry-planszowe.pl (później wchłoniętego przez Gamesfanatic.pl). Znajdziecie ją TUTAJ.

Natomiast jeżeli znacie Abalone, gorąco polecam wypróbowanie wariantów ułożenia początkowego, które można znaleźć m.in. w 6 numerze biuletynu GRA przygotowywanego przez G3. Numer z wariantami możecie pobrać TUTAJ.


Mechanix
Pozostając w klimatach gier logicznych z "gadżetem" (najpierw przechylana plansza, później plansza z fajnie przesuwanymi kulkami) na kolejny tytuł do zagrania został wybrany Mechanix (znany także jako Kogworks). Jest to gra logiczna z kołami zębatymi, w której celem jest stworzenie łańcucha, który poprzez ruch trybu startowego wprawi w ruch tryb końcowy. 

Kolejna gra z prostymi zasadami (połóż/przełóż swój tryb, zakręć swoim trybem startowym - jeśli żółty się rusza - wygrałeś, jeśli nie możesz wykonać ruchu - przegrałeś), która zyskuje dzięki doskonałemu wykonaniu. Właśnie za sprawą miniaturowych trybików gra w ten tytuł sprawia tyle frajdy, a ruszające się na planszy koła zębate działają hipnotyzująco.


Passtah
Po rozegraniu pierwszych trzech gier (w niektóre z nich nawet więcej niż jedną partię), nie do końca celowo zamieniliśmy nasze spotkanie w wieczór gier logicznych. Jako, że nie ma w tym nic złego, postanowiliśmy jeszcze przez chwilę kontynuować taki obrót sprawy - tak oto na stole wylądowało Passtah. Pastuch (jak pieszczotliwie przezywam tę grę za sprawą Khaoxa) to jedna z niewielu moich gier, która ma w pełni trójwymiarową rozgrywkę. Celem graczy jest wciskanie swoich klocków w szkielet sześcianu w taki sposób, aby połączyć dwie przeciwległe ściany w swoim kolorze. Do tego dochodzą proste i intuicyjne zasady przepychania i oto mamy Passtah.

Właśnie dzięki tak prostym zasadom w tytuł ten udało mi się zagrać z naprawdę wieloma osobami i w wyniku poczynionych obserwacji muszę przyznać, że sprawia ona często problem. Wynika to prawdopodobnie z tego, że gry planszowe przyzwyczajają nas do myślenia bardziej dwuwymiarowego i przesuwania elementów po osi x i y, w tradycyjnym kartezjańskim układzie współrzędnych. Tutaj jednak mamy do czynienia z zupełnie innym wyzwaniem, które choć proste staje się trudne właśnie ze względu na nasz wcześniejszy bagaż doświadczeń. Musimy zacząć myśleć przestrzennie i zupełnie inaczej analizować rozgrywkę - dla mnie miodzio, ale dla wielu innych niekoniecznie.

Poza tą ciekawą cechą Passtah ma też jeszcze jedną, moim zdaniem ogromną zaletę - jest to idealna gra na czas podróży. Jeśli jedziecie autem w dłuższą trasę i chcecie czymś zająć pasażerów, przed wami idealne narzędzie do tego celu. Elementy graczy zostały zaprojektowane w taki sposób, że doskonale trzymają się w sześcianie, nawet w trakcie obracania nim i przekręcania go na wszystkie strony. Dzięki temu każdy z podróżnych może trzymać swoje elementy na kolanach, natomiast trójwymiarowa plansza może przechodzić z rąk do rąk skutecznie skracając czas wymagany do pokonania zaplanowanej trasy.


Pentago
Po odrobinę zakręconym (a raczej zakręcającym) sześcianie przyszła kolej na zakręconą wersję kółka i krzyżyk, czyli Pentago. Tym razem gadżetem wyróżniającym grę o prostych zasadach jest obracanie po każdym ruchu jednej z ćwiartek planszy, które owocuje zmianą układu.

Pentago to gra bardzo prosta, elegancka i błyskawiczna. W ciągu kwadransa można spokojnie rozegrać kilka szybkich i ciekawych partii. Ot wszystko. Trudno mi napisać coś więcej, ponieważ w tym prostym zdaniu zawiera się wszystko co myślę o tym tytule. 

Jeśli dla Was to za mało, to polecam lekturę recenzji Pentago, którą napisałem na Krainie Gier tuż po tym jak firma Logorajd ogłosiła, że wyda plastikową wersję gry (w 2012 roku dystrybucję Pentago przejęło wydawnictwo Egmont). Wspomniany tekst znajdziecie TUTAJ.


Scooby-Doo, Kudłaty i STRASZNY POTWÓR
Scooby-Doo: Potworna ściana
Czas na coś z zupełnie innej beczki - po rozegraniu pięciu gier logicznych postanowiliśmy wypróbować czegoś zupełnie innego. W ten właśnie sposób na stole wylądowała gra dla małych dzieci, w której spotkać można postaci z popularnej kreskówki.

Kudłaty i Scooby siedzą na murze. Jak zwykle, z wrodzonym sobie talentem znaleźli się w kłopotach. Dwójka graczy - potworów wypycha cegły z muru, na którym siedzą nasi bohaterowie, a kto zawali mur - przegrywa. Zabawa przypomina odrobinę doskonale znaną i popularną Jengę, przy czym przeznaczona jest tylko dla dwóch osób. Waląca się ściana strasznie hałasuje, ale właśnie o to chodzi :o)

Co roku w sklepach można znaleźć co najmniej jedną grę działającą na podobnej zasadzie. W związku z tym, że Potworna ściana nie ma swojego wpisu na BGG, tym razem linku też nie ma.

Wbrew temu co mogłoby się wydawać, nasza ostatnia "awangardowa" rozgrywka nie była ostatnią minionego wieczoru. Chwilę później dołączyła do nas Ula i przystąpiliśmy do dalszego grania - tym razem już nie w gry logiczne.

O tym jednak opowiem w kolejnym wpisie.

3 komentarze:

  1. Dzięki za wpis o Passtah. Strasznie ją lubię i uważam za niedocenianą.

    WRS

    OdpowiedzUsuń
  2. No kamracie po tych logicznych wygłupach, to już chyba czas na jakąś morską wyprawę :p (chociaż już po godz. 24 pojawi się moja recenzja logicznej łajby "TRIO", czyli coś w tym jest). Jesli białowgłowa nadal nie będzie Ci pozwalała na małą wyprawę piracką to Neptun mi świadkiem, że nogę drewnianą wyszlifuję, oko szklane wypoleruję i abordażu jakiegoś dokonam abyś miał pełne skarbów kieszenie i spełnił Pirata życzenie! Agrr!

    OdpowiedzUsuń
  3. @WRS - Problem z Passtah chyba wynika z tego, że wygląda bardzo nieciekawie, a za jego dystrybucję odpowiada firma, która w swojej ofercie ma masę (bardzo dobrych zresztą) łamigłówek, w efekcie czego Passtah jest jakby niechcianym bratem.

    @Pirat - Czynię co w mej mocy, aby zorganizować coś co Cię usatysfakcjonuje :o) Prawdą zaś jest, że ze mnie szczur lądowy, a nie wilk morski.

    OdpowiedzUsuń