wtorek, 27 marca 2012

Leniwe sobotnie popołudnie

Ostatniej soboty miało miejsce coś niezwykłego - otóż po raz pierwszy od dawna miałem prawdziwie wolny dzień. Żadnych zaległych prac, projektów, straszących terminów. Nawet regularne sprzątanie zostało odrobione przed weekendem! Jedyne co tak naprawdę musiałem zrobić, to opublikować na blogu raport z piątku. W takim niezwykle przyjemnym charakterze minął nam z Beatą dzień - spędziliśmy trochę czasu na świeżym powietrzu, każde sobie coś poczytało, wszystko spokojnie, bez pośpiechu - ogólnie błoga sielanka. Do szczęścia brakowało tylko zagrania w coś, co idealnie wpasowałoby się w charakter dnia - nic więc dziwnego, że popołudniu na stole znalazły się dwie bardzo przyjemne gry familijne.


Duch Teb
Najpierw przenieśliśmy się na sam początek XX wieku zabawić się w archeologów. Jednak nie ścigali nas żadni złoczyńcy ani nie musieliśmy ryzykować życiem jak Indiana Jones. Po prostu najpierw odwiedzaliśmy różne europejskie biblioteki i uniwersytety, aby później przeprowadzić wykopaliska archeologiczne w Grecji, Egipcie, Mezopotamii, Palestynie i na Krecie. Do tego wspomniana wakacyjna atmosfera potęgowała wrażenie spokoju.

Za wydaniem nowej edycji Jenseits von Theben (bo tak właśnie brzmi oryginalny, niemiecki tytuł gry) stoi wydawnictwo Queen Games, słynące z pieczołowitego wykonania swoich gier. Każdy element gry został stworzony z wielkim pietyzmem i jeśli tylko poświęcimy chwilę na bliższe ich poznanie, możemy naprawdę się zaskoczyć. Na przykład - w grze losujemy z woreczków żetony ze znaleziskami. Jednak nie są to jakieś symboliczne bransoletki, maski, czy wazy - każdy element to jedna z faktycznie odnalezionych w danym miejscu rzeczy, a do gry dołączono nawet arkusz z podstawowymi informacjami na temat znalezisk.

Od całej gry wręcz bije, tym razem w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu, przyjemny rodzinny charakter - każdy z graczy prowadzi swojego archeologa, który najpierw stara się pozyskać wiedzę o danym regionie, aby później móc ją spożytkować w terenie. Podobnie jak w życiu, im więcej wiemy na dany temat, tym prościej jest nam się po nim poruszać. W grze ten fakt jest odzwierciedlony przez prosty, ale genialny mechanizm - im większą wiedzę posiadamy na dany temat, tym więcej żetonów z woreczka losujemy w danym przedziale czasowym. To, ile czasu poświęcimy na wykopaliska zależy od nas, jednak nie zawsze oznacza, że uda się znaleźć więcej. Na początku gry w woreczkach jest więcej żetonów z artefaktami, jednak w późniejszym etapie rozgrywki w woreczkach pozostają same puste żetony, które po wylosowaniu wrzucamy z powrotem.

Czas, który poświęcamy w grze jest także bardzo istotny. Duch Teb zasłynął z wprowadzenia listwy czasu, na której każdy gracz oznacza na specjalnym torze liczbę tygodni, które spożytkował na wykonanie swoich czynności. Natomiast swoją akcję zawsze wykonuje gracz ostatni na torze, stąd regularnie stajemy przed decyzją, czy poświęcić więcej czasu, ale później patrzeć jak rywale przeprowadzają po kilka akcji, czy może nie szaleć, ale wykonać kilka różnych ruchów. Mimo, iż kilku autorów próbowało zapożyczyć ten mechanizm, to w moim odczuciu Duch Teb najlepiej go wykorzystuje.

Wszystkie te składniki zgromadzone razem tworzą naprawdę solidną grę familijną, przy której spędzanie czasu stanowi kwintesencję przyjemności. Od kilku lat zapowiadana jest karciana wersja tego tytułu i aż ciekaw jestem czy dorówna swojemu planszowemu odpowiednikowi.


Carcassonne
Nie ma chyba obecnie osoby, która interesuje się współczesnymi grami planszowymi i nie miała do czynienia z Carcassonne. Jej nazwa wymieniana jest jednym tchem razem z Osadnikami z Catanu i Ticket to Ride - wszystkie trzy to święta trójca tytułów doskonałych do zarażania nowych osób naszym hobby. Warto także dodać, że i w moim wypadku Carcassonne było jednym z tytułów (ale nie jedynym), który sprawił, że planszówki są tak ważnym elementem mojego życia.

Od momentu poznania Carcassonne mnie zauroczyło. To była miłość od pierwszego wejrzenia - na początku grywałem w nią codziennie (najpierw w samoróbkę, później w oryginalny zestaw) i pokazywałem nowym osobom. Było to coś wspaniałego. Później wychodziły dodatki - lepsze i gorsze, ale musiałem mieć je wszystkie, ponieważ to taka dobra gra. Wraz z rozrostem kolekcji, natłokiem nowych gier Carcassonne było grane coraz rzadziej i rzadziej. Mimo to, kupowałem każdy nowy dodatek - podobnie jak w przypadku Smallworlda można mówić w moim wypadku o swego rodzaju prenumeracie dodatków. Aby moja kolekcja była kompletna sprowadzałem nawet z USA dodatki niedostępne w Europie! (W chwili obecnej brakuje mi tylko zestawu sześciu mini pudełeczek, który zadebiutował około miesiąc temu, ale na pewno zakupię je wszystkie w ciągu nadchodzących miesięcy, jeśli nie tygodni).

Czas jednak na smutne wyznanie - nie pamiętam kiedy ostatni raz grałem  w tę grę. Niby ją uwielbiam (a Beata lubi, choć preferuje wersję "zieloną") - mamy w domu 3 podstawki, prawie wszystkie wydane dodatki (niektóre po kilka razy), a mimo to charakterystyczne niebieskie pudełko leżało sobie smutne na regale, nie wyciągane od bardzo dawna. Jednak za sprawą Bett sytuacja ta uległa zmianie i w sobotę odświeżyliśmy sobie współczesnego kafelkowego klasyka.

W związku z tym, że w moim zestawie jest około 300 płytek mieliśmy dylemat których zasad używać, czy coś oddzielać, czy nie. Moja lepsza połówka podjęła słuszną decyzję, że gramy bez zasad dodatków, tylko na regułach podstawowych, pomijając kafelki rzeki oraz hrabiego. Jak zostało powiedziane, tak uczyniono i z każdą minutą na stole powstawał coraz większy krajobraz złożony z miast, dróg i łąk. Ja natomiast z każdym dołożonym kafelkiem przypominałem sobie jak bardzo lubię tę grę. Tworzenie tego południowofrancuskiego krajobrazu nadal sprawia mi ogromną przyjemność i aż żal jest, że tak dawno nie było dane mi tego zrobić. Zresztą nie tylko mnie, ponieważ Bett sama zaproponowała w niedzielę abyśmy ponownie zagrali w Carcassonne (tym razem w inny zestaw: podstawka + kupcy i budowniczowie oraz karczmy i katedry, ze wszystkimi zasadami) i było niemniej przyjemnie.

Carcassonne to obecnie jedna z najbardziej eksploatowanych marek pośród gier (choć do Monopoly to jej jeszcze daleko) - nie ma roku aby nie wyszła nowa gra czy nowy dodatek. Świadczy to moim zdaniem o niesłabnącej popularności tytułu. Część osób narzeka na takie ciągłe sięganie do kieszeni graczy, ale cóż dziwić się wydawcy, który chce za coś żyć - skoro gracze kupują kolejne dodatki to głupotą byłoby nie zapewnić im kolejnych, jeśli tylko ma to sens finansowy.

Jeśli zastanawiacie się czy do gry są potrzebne te wszystkie dodatki to powiem wprost - nie. Niektóre są genialne (Kupcy i Budowniczowie; Karczmy i Katedry) inne po prostu dobre (Opactwa i Burmistrzowie; Mosty, Zamki i Bazary), ale są także średnie (Księżniczka i Smok), ale i zupełnie beznadziejne (Katapulta, Hrabia z Carcassonne). Dlatego jeśli chcecie skompletować swój zestaw to niekoniecznie musicie pozyskiwać je wszystkie. Gdybyście chcieli zapoznać się z analizą poszczególnych dodatków, polecam artykuł na ten temat, który opublikowaliśmy kiedyś na Krainie Gier. Część 1 i Część 2. Nie zawiera on co prawda opisu wszystkich dostępnych obecnie dodatków, ale wydaje mi się, że nadal jest dobrym źródłem wiedzy w tym temacie.

Bardzo jestem rad z tego, że Beata zaproponowała właśnie Carcassonne, ponieważ bardzo miło było powrócić do tego tytułu. Co prawda na razie nie mam ochoty na megarozgrywkę ze wszystkimi kafelkami i zasadami (już raz kiedyś przeprowadziłem taką rozgrywkę), ale chętnie zagram w Carcassonne z pierwszymi dwoma dodatkami. I rzeką. I może Burmistrzami. Smok w sumie też mógłby być (ale bez wróżki). Aaaa!


Tak oto minęła nam spokojna sobota - powoli, przyjemnie i relaksacyjnie... :o)

3 komentarze:

  1. Carcassonne zakupiłem ok tygodnia temu-od razu z grubej rury:)(Big Box)i jak tylko jest czas to z żonką zagrywamy się w tą grę.Jest rewelacyjna!
    Na razie testowaliśmy podstawkę plus smoka ale dzisiaj chyba , po przeczytaniu powyższego tekstu zajmiemy się kupcami i karczmami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli nie graliście z Kupcami i Budowniczymi ani Zajazdami i Katedrami to koniecznie musicie je nadrobić. Księżniczka i Smok nie jest złym dodatkiem, ale nie wiem jak Wy, ale my ciągle zapominamy o wróżce i trochę nas to irytuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! My za to uwielbiamy grać we dwójkę w pełnego BigBoxa wersji 2 - czyli podstawka plus Zajazdy, Kupcy, Rzeka, Hrabia, Księżniczka, Opactwa... No i faktycznie można o wróżce zapomnieć, zwłaszcza o doliczaniu punktów na początek tury, ale za to Hrabia wg mnie jest genialnym dodatkiem - kolejny element, o którym trzeba myśleć i być czujnym, a mózg puchnie.. :)
    Pozdrawiam, gratuluję kolekcji i trzymam kciuki za sukces projektu

    OdpowiedzUsuń