Quivive
Jakieś 2 lata temu
Pierwszą z nich jest Quivive, czyli gra, w której musimy skakać po planszy i po każdym ruchu usuwać z niej dysk (będący polem do gry), kiedy gracz nie może wykonać legalnego ruchu - przegrywa.
Jak słusznie Beata zauważyła podczas rozgrywki, Quivive to takie Hej! To moja ryba! w wersji obdartej z tematu. Tak naprawdę to spostrzeżenie doskonale oddaje istotę tejże gry - ma ona te same zalety, jak i wady co gra o pingwinkach.
Quivive wyewoluowało jednak w grę kosmiczną - jej nowszą odsłoną jest Gigamicowy Sputnik. Tym razem latamy drewnianymi rakietami i z planszy usuwamy nie anonimowe dyski, a całe galaktyki. Jednak jej nazwa nie zaczyna się na literę "Q" więc nie miałem ciśnienia aby ją kupić ;o)
Quivive na BGG
Quits
Drugą wspomnianą grą, której brakowało mi do zrealizowania mojego postanowienia było Quits. Tym razem mamy do czynienia z grą, w której musimy przeprowadzić nasze pionki-kule na przeciwległą stronę planszy. Tak dokładnie, to musimy trzy z nich wyprowadzić poza planszę w przeciwległym rogu.
Znawcy klasycznych gier także zauważą tu podobieństwo do innej tradycyjnej gry - mianowicie Halmy, czy Trylmy, jednak tutaj zakazane jest wykonywanie skoków przez inne pionki. Jednak twórca gry, Lois Immordino, dodał tutaj jeszcze pewien gadżet - otóż zamiast poruszać kulę, gracz może przesunąć jeden rząd lub linię, w których ma swój pion. Ruch jest wykonywany na zasadzie podobnej jak ta w Magicznym Labiryncie, czy Quixo. Ta niewielka zmiana sprawia, że gra jest całkiem inna i o wiele ciekawsza.
Jednak w Quits dokuczliwy jest syndrom przeliczania, którego nie sposób ustrzec się w części gier logicznych. O ile gra środkowa potrafi być całkiem emocjonująca, zwłaszcza jeśli pojedynek jest wyrównany, to ostatnie ruchy można sobie czasem podarować, ponieważ w wyniku prostego przeliczenia najbardziej optymalnych działań można od razu ustalić kto jest zwycięzcą. Przypomina to scenę z Futuramy, gdzie dwa roboty patrzą w przygotowaną planszę szachów, po czym jeden mówi "mat w X ruchach", a drugi wkurza się, że znów przegrał. Niektórzy mogą uznać to za proste zakończenie emocjonującej gry, jednak w tym wypadku ja do nich zdecydowanie nie należę.
Quits na BGG
Quoridor
Skoro już przystąpiłem do grania w gry Gigamica na literkę "Q", nie sposób było ominąć ostatniego członka tego klanu - Quoridora.
Quoridora chyba miał okazję poznać każdy, kto choć trochę interesuje się nowoczesnymi grami logicznymi. Jest to jeden z niewielu stale wznawianych tytułów francuskiego wydawnictwa będącego duchowym mentorem dzisiejszego wpisu. Zasady gry są proste - w swoim ruchu gracz albo porusza pion o jedno pole albo dokłada płotek blokujący ruch. Celem gry jest przedostanie się na drugi koniec planszy.
W Quoridora grałem chyba dziesiątki razy i po początkowych zachwytach jej czar prysł. Winnym jest tego ten sam mankament, który występuje w opisywanym powyżej Quits'ie - mianowicie przeliczenie końca partii. Partia środkowa jest naprawdę bardzo przyjemna - ciągłe dylematy "czy podpuścić przeciwnika i gnać naprzód, czy blokować go". Ta przyjemność płynąca z wrzucenia muru, który zmusza do znacznego nadłożenia drogi czy wręcz cofnięcia się na znacznej części pokonanej trasy. To wszystko jest wspaniałe i gdybym grę miał oceniać tylko z perspektywy tego wrażenia, ocena byłaby naprawdę wysoka.
Problem jednak w tym, że w pewnym momencie kończą się płotki i wtedy można nie dokańczać partii, tylko wystarczy policzyć ile każdemu zajmie pokonanie najkrótszej trasy i po zabawie. Jednak tutaj jeszcze jestem skłonny bronić tego zakończenia, jako logicznego efektu wcześniejszych działań - po prostu cały czas ustawiając płotki musimy na uwadze mieć końcówkę i musimy starać się sprawić aby to nasza trasa była tą krótszą.
Quoridor bez wątpienia pozostaje jedną z najlepszych obecnie gier logicznych od Gigamica, jednak jeśli chodzi o rodzinę "Q" to moim zdaniem najlepsze jest Quarto.
Quoridor na BGG
Quoridor na stronach wydawnictwa Gigamic
Gobblet
Nie, nie martwcie się, nie ominąłem odcinka Ulicy Sezamkowej, który sponsorowała literka G - wiem, że to nie to samo co "Q" (choć jak się uprzeć, to są do siebie bardzo podobne). Ostatni bohater znalazł się tutaj dlatego, że z poprzednimi łączy go wydawnictwo, które jest zań odpowiedzialne.
Gobblet to kolejna wariacja na temat tak dobrze znanych gier, w których celem jest utworzenie linii (tak jak w kółko i krzyżyk, czy Connect 4). Naszym celem jest tutaj utworzenie linii złożonej z czterech naszych gobbletów, które możemy wprowadzać spoza planszy, lub po niej poruszać. Jednak także i tutaj mamy do czynienia z pewnym oryginalnym elementem - otóż pionki, niczym matrioszki, mogą chować się w innych, a raczej jedne mogą połykać drugie, w ten sposób "znikając je" z planszy. Dlatego mamy nie tylko do czynienia z planowaniem gdzie postawić, ale i co, żeby przeciwnik mógł to "połknąć" i zablokował sobie pion, którym mógłby nas powstrzymać w innym miejscu.
Gobblet to bardzo lekka i przyjemna gra, o, tak charakterystycznym dla Gigamica, wspaniałym wykonaniu. Rozgrywka jest bardzo łatwa, jednak wymaga od grających wysilenia mózgownicy i zapamiętania "gdzie co jest", a nie tylko analizowania ruchów na bieżąco. Wszystko dlatego, że może okazać się, że nasze najwspanialsze plany zostaną zniweczone głupim ruchem, w którym odkryjemy pochłonięty wcześniej pion przeciwnika i w ten sposób utworzymy jego linię.
Gobblet na BGG
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz