środa, 5 grudnia 2012

Powrót tematów?

Po ostatniej serii gier logicznych zdecydowanie miałem ochotę zasiąść do czegoś, co jednak ma w sobie jakąś fabułę, czy ogólny zarys tematyki. Nie żebym miał coś przeciwko grom abstrakcyjnym, w końcu już wiele razy dawałem upust swej miłości do gatunku. Po prostu miałem ochotę na rozgrywkę w coś, co nie jest tylko grą "w czarne i białe". Co prawda może eurogry nie są najlepszym przykładem tytułów ociekających klimatem, ale mnie na razie wystarczyło - zwłaszcza, że w większości były to naprawdę dobre gry.



Kosmiczna Eskadra
Nasze ostatnie, piątkowe spotkanie w gronie Ula, Mateusz i ja rozpoczęliśmy od szybkiej gry czasu rzeczywistego, czyli polskiego wydania gry Lightspeed, którą lata temu zmajstrował Portal. Gra polega na jak najszybszym wykładaniu swoich statków na stół, przy jednoczesnym ich ustawieniu w taki sposób aby lasery trafiały w asteroidę i statki przeciwników, jednocześnie nie dając się trafić rywalom. Nie ma tutaj tur czy kolejek - wszyscy wykładamy karty w tym samym czasie, a gdy skończą się one jednemu z graczy, runda się kończy i następuje jej rozpatrzenie. Wtedy to patrzymy po kolei gdzie strzelają nasze statki i w co trafiają oraz czy zostają trafione. Rundę wygrywa gracz, który zestrzeli najsilniejsze statki rywali i zdobędzie najwięcej rudy. Zwycięzca trzech rund wygrywa grę.

Jak wszystkie gry czasu rzeczywistego, Kosmiczna eskadra nie daje graczom zbyt wiele czasu na myślenie - tutaj trzeba grać, wykładać karty nim będzie za późno. Niestety taki charakter rozgrywki nie wszystkim odpowiada i tak było też w naszej partii - o ile z Mateuszem staraliśmy się jakoś szybko i z sensem (choć czasem jedno przeczy drugiemu) ułożyć nasze statki, Ula nie potrafiła początkowo odnaleźć się w tym zgiełku. Dlatego w drugiej rundzie postanowiła jak najszybciej wyłożyć na stół swoje karty, nie zważając na ich orientację. Z Mateuszem byliśmy zdziwieni - mało co się nam udało w ogóle zagrać. Nasze zdziwienie było tym większe, że Ula ową rundę wygrała. Fart, szczęście, fuks? Ki pieron? 

W świetle tego rezultatu zagrałem kolejną rundę jak Ula, ale tym razem Mateusz nas przechytrzył i zgarnął dla siebie zwycięstwo. Czyli jednak gra nie jest czysto losowa ;o)

O ile opisana powyżej przypadłość nie dla wszystkich jest wadą, to nie można powiedzieć tego o drugim zarzucie, który jest często stawiany wobec Kosmicznej Eskadry - mianowicie dysproporcji czasu gry, do czasu rozpatrywania rundy. Karty zagrywamy minutę, może dwie, a rozpatrzenie jej zajmuje już 5-6, czyli wielokrotnie więcej. O ile jeszcze kiedyś ten argument do mnie w ogóle nie trafiał, tak po latach muszę się z nim zgodzić - jest to irytujące i aż chciałoby się, aby następowało to szybciej.

Kosmiczna eskadra na BGG
 
Pret-a-porter
Zakończywszy kosmiczne boje pozostaliśmy w ramach dzieł Portalu, ale tym razem w zupełnie innej odsłonie, gdyż przyszło nam się wcielić w role twórców mody. Pret-a-porter, bo to o nim mowa, z dużym entuzjazmem powitała Ula, która bardzo dobrze wspominała nasza poprzednią, zeszłoroczną rozgrywkę w ten tytuł.

W Pret-a-porter każdy gracz wciela się w rolę menedżera przemysłu modowego, który musi kupować projekty, realizować je poprzez zakup odpowiednich surowców, nabywać nowe nieruchomości dla swojej firmy, zdobywać kontrakty i zatrudniać ludzi, którzy wpłyną na jej rezultaty. Wyniki prac co trzy miesiące (rundy) są prezentowane na pokazach odbywających się na całym świecie, za co gracze zdobywają sławę i kasę. Ta ostatnia podobno szczęścia nie daje, ale wygrywa mimo wszystko ten, kto ma jej najwięcej, dlatego lepiej się skupić na pomnażaniu swojego majątku.

Do katalogu gier portalu Pret-a-porter pasuje jak krawat do dresu z trzema paskami - nijak. Obok orków, postapokaliptycznej przyszłości, zombie i innych stworów mamy... modelki przechadzające się po wybiegu. Częściowo temu winne jest podpisanie przez Portal umowy z NBP, w wyniku której ta państwowa instytucja sfinansowała wydanie gry. Nie zniechęcajcie się jednak, gdyż Pret-a-porter to naprawdę solidna gra.

Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy zagrałem w nią na Pionku, zapytałem Ignacego, czy już podjął decyzję co do wydania jej w wersji angielskiej. Wówczas powiedział, że jeszcze nie wie co z tym zrobić, m.in. przez opisaną przeze mnie różnicę w porównaniu do innych ich gier. Wówczas powiedziałem mu, że na serio powinni, ponieważ warto. Nie łudzę się, że moje zdanie miało jakikolwiek wpływ na decyzję Trzewika, ale może było jedną z kropel, która drążyła skałę.

Tak drodzy Państwo, ta gra o wybitnie babskim temacie to coś, w co moim zdaniem obowiązkowo musi zagrać każdy miłośnik gier ekonomicznych. Mamy tu inwestowanie, zarządzanie kapitałem, rozwój firmy, walkę o pozycje. Gość od zombiaków zrobił grę o Claudii Schiffer i mu to wyszło!

Po premierze gry pojawiły się głosy niezadowolenia osób, którym nie do końca podobało się, ze pieniądze z naszych podatków są wydawane na wydanie gry. Ja mam ochotę zamieszać tutaj, ponieważ powiem Wam, ze wolę aby moje podatki były wydawane na coś co sprawia przyjemność i uczy, a nie na fikcyjne projekty, drogi-widmo, czy inne wynalazki. W tym wypadku mam na swojej półce namacalny dowód na to, że pieniądze nie rozeszły się, a zostały wydane tak, jak należało.

Pret-a-porter na BGG
Pret-a-porter na stronach wydawnictwa Portal

Cuba
Pozostając w klimatach gier z gatunku "wyślij chłopka do roboty" (z ang. worker placement), postanowiłem w końcu odświeżyć Cubę, na która już od dawna miałem ochotę.

Tak więc nasze trio przeniosło się na Morze Karaibskie, do czasów sprzed rewolucji powołującej do życia Castroland, gdzie wcielamy się w rolę właścicieli ziemskich starających zbić majątek na zamianie na peso tego co nam urodzi ziemia (czyli tytoniu, trzciny cukrowej i cytrusów), wysyłaniu tego na statki płynące do innych krajów, czy sprzedaż na rodzimym rynku. W czasie gry rozwijamy swoją małą farmę stawiając na niej nowe, zapewniające określone korzyści budynki. Raz na jakiś czas musimy udać się na głosowanie nowych ustaw i wówczas warto mieć trochę drobnych, które przekonają niezdecydowanych posłów do zagłosowania po naszej myśli. A wszystko to w przepięknej oprawie, której autorem jest nikt inny, jak sam Michael Menzel.

W momencie swojej światowej premiery Cuba wbiła się idealnie w popularny wówczas gatunek "wysyłania chłopków". Była jedną z kilku, ale moim zdaniem się zdecydowanie na ich tle wybijała. Rozgrywka była (i jest) przyjemna, lekka, elegancka. Szata graficzna - sama wspaniałość. Były to czasy kiedy Michael Menzel dopiero wchodził na salony i gracze nie byli tak przyzwyczajeni do jego stylu jak dziś (kiedy to nadal zachwyca, ale nie oszałamia). 

Od samego początku bardzo mi się podobała. Co prawda wśród różnych recenzentów pojawiały się opinie, że gra jest totalnie wtórna i cierpi na syndrom zapożyczeń, ale moim zdaniem jest to raczej zaleta, a nie wada. To tak jak szczur Remy z filmu Ratatouille tłumaczy swojemu pobratymcowi, co można osiągnąć poprzez łączenie dobrych smaków - możemy urodzić prawdziwą symfonię, harmonię, która głaszcze nasze podniebienia - tak moim zdaniem jest i tutaj.

Do gry został wydany dodatek, jednak niestety nie było mi dane się z nim zapoznać. Cały czas się zbieram do jego zakupu i już jestem o krok od tego, ale brakuje mi tego jednego impulsu, który sprawi, że kliknę zamówienie. Na razie muszę zadowolić się jedynie dodatkowymi kaflami budynków, z których część musiałem zrobić samodzielnie, gdyż nie załapałem się na oryginalne wersje....

Kubańskie klimaty od Eggertspiele dopiero zaczęły się od Cuby. Wydawnictwo poszło dalej i wykorzystało grafiki i elementy dobrze znane z tej gry i przygotowało dwa spin-offy - karciankę Havana oraz Santiago de Cuba. Gry fajne, ciekawe, ale moim zdaniem Cuba przerasta je o głowę.

Cuba na BGG
Cuba na stronach wydawnictwa Eggertspiele

5 komentarzy:

  1. Nareszcie jakieś konkretne tytuły, a nie tylko prawienikomunieznane gry logiczne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś tak się po prostu ostatnio złożyło :) W najbliższym czasie spodziewajcie się opisów takich właśnie tematycznych gier.

    Co oczywiście nie znaczy, że nie będzie już gier logicznych - będą!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się cieszę, że są wpisy nt. prawienikomunieznanych tytułów.
    Gier jest tak wiele, że łatwo przeoczyć coś, co nie było hypowane. A cenię sobie wpisy o tytułach, które P.T. Autor jak zwykle ze swadą opisuje.

    WRS

    OdpowiedzUsuń
  4. W mojej pierwszej (i na razie jedynej) rozgrywce w Cubę miałem taki problem, że nie bardzo opłacało się przestawiać ludzika na swojej planszy i stał przez większość gry w tym samym miejscu, odpalając kombo. Karty też się w sumie zagrywało w podobnej kolejności. Ale to może syndrom początkującego Kubańczyka.

    Zbyszek

    OdpowiedzUsuń
  5. O ile problem z nieprzestawianiem ludzika nie jest mi obcy, o tyle kolejność kart była na ogół różna. Trzeba ciągle decydować między tym co by się chciało teraz, a co przed innymi, a do tego co by się chciało zostawić na głosowanie/kolejność na kolejną rundę. A to trudny wybór :o)

    OdpowiedzUsuń