środa, 26 grudnia 2012

Zapuszkowani vol. 2 +

21.12.2012 - dzień, w którym miał skończyć się świat. Brzmiało groźnie. Jednak kilka razy do roku przeżywamy ten zapowiadany koniec i chyba już mało kto się nim przejmuje. Tym razem miało być inaczej - skończyć się kalendarz Majów. Skoro się skończył, to się pewnie rozpoczął kalendarz Czerwców...


21.12.2012 to był piątek, a u nas w piątek w domu się gra, więc byli i goście. W sumie, jakby przepowiednie by się sprawdziły to skończylibyśmy wszyscy w gronie dobrych znajomych robiąc to, co bardzo lubimy - czegóż chcieć więcej?

Tym razem znów było nas 3 pary, ponieważ odwiedzili nas równocześnie Sylwia z Andrzejem oraz Ula z Mateuszem. Jako gospodarz przygotowałem tym razem całą gamę puszek z Cocktailgames, przy których mogliśmy spędzić wiele przyjemnych chwil jednocześnie znacznie nadganiając Projekt.

Rythme and Bulet
Spotkanie zaczęliśmy od oryginalnej, francuskiej edycji Palców w pralce. Nie wiem, czy jest wśród nas ktoś, kto choć nie słyszał jeszcze o tym tytule. Jakbyście nie kojarzyli z nazwy - to ta imprezówka, w której przekazuje się gesty pomiędzy graczami w rytm piosenki Queen "We will rock you". Kto skusi - dostaje "kulkę".

Jak to zwykle przy tej grze bywa, było wesoło i głośno - gesty się myliły, a rozgrywka była przerywana regularnymi salwami śmiechu. Dawno nie grałem w tę grę, a kilka lat temu była ona hitem jednego z jesienno/zimowych wyjazdów, dlatego miło było do niej wrócić. Jednak tym razem nikt chyba nie skończył z czerwonymi od uderzeń kolanami i obolałymi rękoma ;o)

Do dziś dziwi mnie tematyka gry - co mają kule do przekazywania sobie gestów w rytm popularnej piosenki? To chyba tylko jest w stanie ogarnąć umysł zwariowanego Francuza.

Rythme & Bulet na BGG
Rythme and Bulet na stronach wydawnictwa Cocktailgames
Strona polskiej edycji gry
 

Ouga Bouga
Kolejną grą była znów oryginalna, francuska wersja tytułu, który został wydany w Polsce, jednak tym razem nasz rodzimy tytuł jest bliższy oryginalnemu i brzmi "Uga Buga". W tej grze wcielamy się wszyscy w jaskiniowców, którzy siedząc przy ognisku (jeśli wynaleźli już ogień), po kolei powtarzają sobie sekwencję słów, w stylu "Dźwiękogry", dziecięcego teleturnieju z lat mojej młodości (akordeon, akordeon, wiolonczela, gitara, akordeon itd.). Mówiąc jaśniej, jest to gra pamięciowa w której musimy powtórzyć sekwencję wyrazów, dodać do niej swój, a następnie przekazać ją komuś innemu, dodając na koniec ha! Jak się pomylimy, zbieramy karty, a tych trzeba mieć na koniec jak najmniej.

Mimo, iż mam ten tytuł od jego francuskiej premiery, to dotychczas nie było mi dane w niego zagrać, dlatego nasza rozgrywka była dla mnie dziewiczą (jak się potem okazało, było tak chyba dla większości, jeśli nie wszystkich z nas). Także i tutaj ubawiliśmy się przednie, a powtarzanie teoretycznie prostych ciągów potrafiło sprawiać problem już po trzech-czterech odkrytych kartach (zwłaszcza, gdy dochodziły specjalne, nakazujące wystawienie języka, czy uderzenie pięścią w stół)

Ouga Bouga na BGG
Ouga Bouga na stronach wydawnictwa Cocktailgames
Strona polskiej edycji gry


Tchin Tchin
Chyba nikogo nie zdziwi, jeśli napiszę, że kolejnym tytułem była imprezówka od Cocktailgames :o) Tym razem jednak mieliśmy do czynienia z grą o narodowych toastach. Jednak nie była ta pozycja z kategorii "drinking games". 

Każdy z uczestników zabawy otrzymuje kartę wskazującą jego narodowość, związany z nią charakterystyczny gest; chmurkę głoszącą narodowy toast; oraz zabytek z jego rodzinnych stron. Podczas rozgrywki odkrywa się karty stanowiące miks tych trzech cech - miejsce, osobę oraz trunek. W rywalizacji o odkrytą kartę biorą udział trzy osoby powiązane z elementami karty. Kartę zdobywa ten, kto wykona gest osoby pokazanej na karcie i wypowie toast związany z napojem przedstawionej na tejże. Oczywiście rozgrywkę wygrywa ten, kto ma najwięcej kart.

W Tchin Tchin nie grałem chyba ze 4 lata i bardzo się cieszę, że udało mi się go przypomnieć. Jak na grę imprezową, wydaje się być wymagająca, ponieważ ogarnięcie przedstawionych cech trochę zajmuje. Podczas rozgrywki na ogół wygląda to tak, że pojedynkujący się gracze brzmią "Yyyyyyyyyyyyyyyyyyy... Kanpai (gest). Nie! Salud (gest)", jednak mnie takie połączenie bardzo się podoba. Tak naprawdę jest to imprezówka z elementem łamigłówki - mi to pasuje, ale nie wszystkim przypada do gustu.

Tchin Tchin na BGG
Tchin Tchin na stronach Cocktailgames
Recenzja Tchin Tchin na łamach Krainy Gier


Rapidcroco
Kolejną zaprezentowaną przeze mnie puszką była gra Roberto Fragi, którą w Polsce można było kupić pod tytułem Detektyw Kroko (z tego co się orientuję, już od jakiegoś czasu pozycja ta jest niedostępna). Jest to (imprezowa) gra na spostrzegawczość opowiadająca o poszukiwaniu przestępcy.

Na stole układamy karty podejrzanych - różnorodne krokodyle (oraz kilka hipopotamów). W każdej rundzie ujawniamy wskazówki kierujące nas na pierwszego podejrzanego - czy to Pani, czy Pan, czy jest zielony, czy niebieski, gruby czy chudy, w okularach lub bez, w kapeluszu lub bez. Wtedy też rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania sprawcy. Jednak to niekoniecznie on musi być winny, jeśli wskazuje na innego, to on może być winnym - i tak po kolei szukamy dopóki nie dojdziemy do krokodyla wskazującego poza planszę (to on jest winny), po raz drugi wrócimy do jednego z krokodyli (wówczas to on jest sprawcą) albo nie wylądujemy na hipopotamie krzyczącym "Wszyscy kłamią!" (wtedy winnym jest pierwszy krokodyl. Gdy ustalimy sprawcę musimy krzyknąć jego imię i dodać "jesteś aresztowany!". Wygrywa ten, kto zdobędzie trzech podejrzanych.

W Detektywa Kroko grałem bardzo dużo kilka lat temu i okazało się, że wyrobione doświadczenie procentowało nawet po latach, ponieważ tutaj nie wykazałem się nazbyt gospodarską gościnnością i wygrałem rozgrywkę w błyskawicznym tempie. Goście natomiast postanowili zagrać kolejną rundę, wcześniej mnie z niej wykluczając.. 

Jeżeli chodzi o mnie, bardzo zawsze lubiłem tę grę, jednak wiem, że mogę tu być bardzo nieobiektywny, gdyż bardzo lubię wszystkie gry Roberto Fragi. Co ja jednak mam poradzić na to, że na serio te zwariowane gry mi się tak podobają! (Ta w sumie i tak jest normalna, w porównaniu do innych.)

Rapidcroco na BGG
Rapidcroco na stronach wydawnictwa Cocktailgames
Recenzja Detektywa Kroko na łamach Krainy Gier


Speech
Po serii mniej lub bardziej szalonych gier postanowiłem dać gościom odpocząć (w przeciwnym wypadku albo by mnie opuścili albo wykluczyli z grania, a jednego i drugiego wolałem uniknąć), wiec sięgnąłem po przygotowaną wcześniej grę o rozmawianiu, czyli Speech. Zaraz po jej otwarciu na myśl przychodzi Dixit i jest to całkiem dobre skojarzenie, ponieważ jedna i druga gra wymaga użycia wyobraźni.

W Speech mamy 60 dwustronnych kart z obrazkami, które stanowią przyczynek do dyskusji. Każdy gracz kolejno odbywa pojedynek z sąsiadem po lewej. Pojedynków są 4 rodzaje:
- opowiadanie bajki na podstawie różnych kart - każdy losuje po 5 kart, na podstawie których ma opowiedzieć jakaś opowieść,
- opowiadanie bajki na podstawie tych samych kart - jak wyżej, tylko obaj gracze mają do dyspozycji ten sam zestaw 5 kart,
- pytanie - odpowiedź - gracze na podstawie odkrytych kart zadają pytanie, a rywal musi na nie odpowiedzieć, oczywiście nawiązując do odkrytej przez siebie karty,
- debata - ujawniamy jedną kartę wskazującą temat debaty, a gracze muszą przedyskutować wskazany temat nawiązując do odkrywanych przez siebie kart (jeden jest za, drugi przeciw).

Po skończonym pojedynku pozostali głosują, kto ich zdaniem wypadł lepiej. Gracz ten zyskuje punkt, a zwycięzcą zostaje oczywiście ten, kto ma ich najwięcej.

Speech mam już od dawna, ale dopiero teraz udało mi się w niego zagrać. Przyznam, że ta gra spodobała mi się bardzo (jak nie bardzo, bardzo). Jako stary gaduła nie miałem większego problemu z opowiedzeniem bajki, ale tak samo jak opowiadanie, przyjemne było dla mnie obserwowanie jak inni prowadzili debatę na temat abonamentu radiowo-telewizyjnego, odpowiadali na różne dziwne pytania, czy opowiadali bajki. Gra naprawdę rozwija wyobraźnię i w naszym gronie hulała aż miło. Muszę ją zdecydowanie częściej wyciągać, a w porównaniu do swojego głównego rywala, Dixita, ma ogromna przewagę, w postaci niewielkiego rozmiaru (ma jednak znacznie mniej kart, niż mój zestaw do Dixita, w którym jest wszystko, co jest/było dostępne w Polsce + kilka promek). Serdecznie polecam.

Speech na BGG
Speech na stronach wydawnictwa Cocktailgames


Manga Party
Po krótkiej relaksacyjnej przerwie powróciliśmy do bardziej szalonych gier. Tym razem wskoczyliśmy w klimat anime, gdzie celem graczy jest poszukiwanie karty, którą "autor miał na myśli". 

W grze są dwa komplety identycznych kart z rysunkami - jeden rozkładamy na stole, drugi tasujemy w zakrytym stosie. Podczas swojej kolejki gracz losuje jedną kartę ze stosu, ogląda ją, po czym musi wypowiedzieć zdanie, kwestię, która mogłaby znaleźć się w dymku przedstawionym na karcie. Pozostali muszą odnaleźć tę kartę pośród odkrytych na stole. Jeśli co najmniej jedna osoba odgadnie o co nam chodziło zarówno wskazówkodawca jak i odgadujący dostają po karcie (te stanowią punkty na koniec gry). Jeśli nikt nie zgadnie o co nam chodziło, nie dostajemy punktu (karty są odrzucane), a my dostajemy kartę ujemnego punktu (która jest przechodnia, więc jest szansa, że nie będziemy jej mieć na koniec gry).

Manga party to ciekawa wariacja innych gier w dawanie wskazówek czy skojarzenia. Grało się bardzo przyjemnie, ale obawiam się, że rysunki są między sobą zbyt różne na tyle, że aby nie odnaleźć właściwego obrazka, to aktywny gracz musi się ostro postarać. Warta spróbowania, ale niekoniecznie warta ściągania na siłę z kraju bagietek, wina i doskonałych serów (chyba, że jesteście fanami anime).

Manga party na BGG
Manga party na stronach wydawnictwa Cocktailgames


Tokyo Train
Pozostając w klimatach dalekowschodnich postanowiliśmy się udać do zatłoczonego tokijskiego metra, w którym konduktorzy starają się usadzić na miejscach niesfornych turystów, ale o tym tytule więcej opowie Beata:

Beata: Tokyo Train poznałam kilka lat temu na wyjeździe w Istebnej. I bardzo mi się spodobała, co jest o tyle dziwne, że bardzo nie lubię gier, w których człowiek się wydurnia. A w tej grze połowa graczy rozpaczliwie macha rękoma wykrzykując dziwne, pseudo-japońskie słowa. Wszystko po to, żeby partner poprzekładał karty pasażerów w odpowiednie miejsca – machanie rękami to znak do zamienienia kart miejscami (w poziomie, w pionie obok siebie i w pionie po zewnętrznych krawędziach) a dziwne słowa to po prostu nazwy kolorów, które każda drużyna ma swoje – np. ashimotoni – żółty.

Tak więc z jednej strony jest to imprezówka, a z drugiej gra logiczna, bo trzeba tak wykombinować zamiany kart, żeby jak najszybciej ułożyć docelowy układ. Mnie do niej nie trzeba namawiać, ponieważ ma kilka cech, które najbardziej lubię w grach – trochę logiczna, trochę, ale bardzo malutko zręcznościowa, granie drużynowe i żadnej spinki na wygranie, bo to przecież tylko imprezówka.


Michał: Ja Tokyo Train poznałem przy okazji pobytu we Francji, jednak zapoznano mnie z nią w sposób iście szalony - otóż byłem świadkiem partii rozgrywanej w trybie Live na 28 osób - w każdej drużynie był jeden konduktor oraz 6 osób z kolorowymi rulonami na głowach (nawiązującymi do tradycyjnych bretońskich żeńskich nakryć głowy), które starały się ustawić zgodnie ze wskazówkami. Oglądanie tego z boku było super zabawą, a co dopiero musieli czuć sami grający! Do dziś mam ochotę na taką rozgrywkę, jednak jak na razie nie udało mi się jej przeprowadzić...

Tokyo Train na BGG
Tokyo Train na stronach wydawnictwa Cocktailgames


Dixit
Jakoś tak się złożyło, że w ramach naszego "francuskiego wieczora" zagraliśmy w jeszcze jedną, doskonale znaną w Polsce francuską grę, która nie została wydana w puszcze, czyli w Dixita. O tym też co nieco opowie Beata.

Bett: Dixit to gra, której nie cierpię. Jest absolutnie prześliczna, karty są przepiękne, ale grania w nią nie trawię. A wszystko przez to, że założenie jest odwrotne niż w Unanimo – skojarzenia muszą być nieoczywiste, ale nie za bardzo, żeby przynajmniej jedna osoba zgadła o co nam chodzi. Mnie takie wymyślanie okropnie męczy – pierwsze skojarzenie jakie mam jest absolutnie oczywiste, więc odpada, a potem zaczyna się myślenica, z czym jeszcze można powiązać któryś obrazek, ale nie za bardzo. Kiedy jest tura innego gracza, też nie jest lepiej, ponieważ zwykle żadna karta w ogóle nie pasuje do czyjegoś skojarzenia. Zasadniczo totalna porażka.

Natomiast nie wiem czy znający Dixita zwrócili dokładną uwagę na obrazki, ale większość z nich jest albo smutna i pesymistyczna albo przynajmniej w ciemnych ponurych kolorach. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam te karty, spodobały mi się tak bardzo, że chciałam którąś powiesić na ścianie zamiast obrazu. I tak przeglądając te karty i szukając tej, która będzie się nadawała do codziennego oglądania z 84 obrazków nie ostał się ani jeden.

P.S. Szukając na BGG informacji ile kart zawiera gra, zobaczyłam, że oceniłam ją na 2 w skali BGG – Extremely annoying game, won’t play this ever again.

Michał: W przeciwieństwie do Beaty bardzo lubię Dixita (i jak możecie się domyśleć, razem w ten tytuł nie gramy za często). Śliczne obrazki, oniryczny klimat, rozwijanie wyobraźni - wszystko to razem sprawiło, że ta gra urzekła mnie od pierwszej rozgrywki. Jest doskonałym przyczynkiem do dyskusji (w końcu stworzył ją pedagog chcący nawiązać wspólny język z trudną młodzieżą), potrafi zaskoczyć, przywołać wspomnienia, a czasami zszokować. Dla mnie to tytuł, który powinien być obowiązkowy na każdej świetlicy, czy w miejscach przeznaczonych dla dzieci i rodziców.

Co do obrazków, to Beata ma rację - po bliższym zapoznaniu się faktycznie okazują się być nad wyraz smutne, jednak mi to nie przeszkadza. Najładniejsze grafiki ma moim zdaniem ostatnia część (Dixit 3), ale te są jednak zbyt oczywiste i brak im onirycznego klimatu poprzednich części.

Aha - ja na BGG dałem Dixitowi ocenę "8" - Very good game. I like to play. I'll suggest it and will never turn down a game. ;o)

Dixit na BGG
Dixit na sronach wydawnictwa Libellud
Dixit na stronach wydawnictwa Hobbity.eu

4 komentarze:

  1. Też nie lubię Dixita, ale czasem gram, bo mimo wszystko jest lubiana w towarzystwie. Bardzo fajny wieczór!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahoj! U mnie natomiast Dixit jest uwielbiane przez wszystkich :) Ogólnie lubimy wszystkie imprezówki i gry rodzinne, a od niedawna bardzo także przypadły nam do gustu gry logiczne. Chociaż Święty brodaty poszedł w inną stronę i zapewnił "Władcę Pierścieni" i "Claustrophobię".

    Mam nadzieję, że trochę nadrobiłeś tytułów przez okres świąt. Trzymam kciuki przy swej łapie z hakiem za udany finał projektu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Speech zapowiada się nieźle. Muszę się z tą grą bliżej zapoznać. Ostatnio zastanawialiśmy się nad zakupem "Ouga Bouga".

    OdpowiedzUsuń
  4. W czasie ostatnich wolnych dni wiele nie nadrobiłem, ale do końca roku jeszcze kilka dni zostało, w tym jeden piątek. A w piątki się gra!

    Speech polecam serdecznie, jeśli tylko będzie gdzieś bez problemu dostępny. Ouga Bouga to tytuł dla osób, które znają i lubią gry w stylu Palce w pralce - czyli gry imprezowe, w których trzeba się wygłupiać. Ja nie mam z tym problemu, ale podobno są ludzie, którzy mają z tym problemy ;o)

    OdpowiedzUsuń