poniedziałek, 17 grudnia 2012

Zapuszkowani - vol. 1

Tych, którzy kibicują mi w realizacji mojego postanowienia (jak pokazały komentarze, jest Was czworo, czyli 2x więcej niż się spodziewałem ;o) ) chciałem odrobinę uspokoić. Choć na blogu momentami jest posucha, plan jest sukcesywnie realizowany i staram się, aby móc zakończyć go tryumfalnym "udało się". Jak na razie największą potencjalna przeszkodą jest zapowiadany na piątek koniec świata, ale jak doświadczenie pokazało, koniec świata to święto ruchome.


W zeszłym tygodniu nadgoniliśmy z Beatą plan rozgrywając kilka partii w "puszki", czyli bardzo lubianą przeze mnie francuską serię Jeux du Poche, przygotowaną przez wydawnictwo Cocktailgames. W Polsce ukazało się za sprawą Rebela i Trefla kilka z tytułów wchodzących w jej skład, jednak ja staram się skompletować ją całą, mimo tego, że wiem, że w część gier zapewne nigdy nie zagram, gdyż są one silnie zależne językowo, a po francusku (bo właśnie w tym języku wydawana jest seria) znam tylko kilka słów i to żadnych przekleństw (a to chyba idealnie świadczy o mojej ubogiej znajomości języka).

Zanim jednak przejdę do właściwego opisu, kilka słów należy wspomnieć o źródle całej serii, jak i temu czemu wywarła ona na mnie tak ogromne wrażenie. Wróćmy do korzeni - otóż właściciel wydawnictwa Cocktailgames, Matthieu, posiadał (zresztą ma ją do dziś) firmę zajmującą się organizacją imprez integracyjnych, eventów firmowych etc., w ramach których oferuje różne sposoby aktywnego spędzania czasu i rywalizacji. Na potrzeby mini-gier potrzebował upominki dla zwycięzców i właśnie w ten sposób narodził się pomysł nagradzania uczestników kieszonkowymi mini-grami. Z czasem ludzie zwracali się do niego z pytaniami, czy mogliby zakupić sobie kolejne egzemplarze tytułów, które dotychczas można było tylko wygrać. W związku z rosnącym zainteresowaniem narodziło się wydawnictwo Cocktailgames i seria Jeux du Poche, która obecnie liczy już prawie 50 tytułów.

Pomysł wydawania gier kieszonkowych nie jest nowy, ale w  przypadku Jeux du Poche uwiodło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze - opakowanie. Niewielka puszeczka, która na serio mieści się w tylnej kieszeni spodni, damskiej torebce, o plecaku nie wspominając. Po drugie - kilka pierwszych gier z serii, w które zagrałem. Były nimi Detektyw Kroko Roberto Fragi oraz Babylone Bruno Faiduttiego - kompletnie różne gry, a obie ciekawe i proste. Po trzecie - spójność idei - każda z gier wydanych w serii ma mieć proste zasady i zapewniać maksimum dobrej zabawy. Mamy więc tu gry na 10-15 min, od lekkich imprezówek po logiczne. Naprawdę jest w czym wybierać - owszem, są w serii gry lepsze i gorsze, ale nie ma co się łudzić, że każda gra w serii X byłaby idealna dla każdego - to byłoby planszówkowe Eldorado. Nie szukajcie tutaj jednak gier pokroju Agricoli - to raczej lżejsze tytuły, co nie oznacza, że nie można się przy nich doskonale bawić.

Po tym przydługim wstępie przejdźmy wiec do opisu kolejnych rozegranych gier.


Robot Master
Robot Master to tytuł od Reinera Knizii - karcianka dla 2 lub 4 graczy, w której w trakcie rozgrywki gracze starają się tak układać na stole karty, aby w miarę równo rozwijać swoje rzędy (podczas rozgrywki dwuosobowej jeden gracz punktuje za rzędy, inny za kolumny). Podstawowe zasady są banalne - w swoim ruchu gracz dokłada kartę do układu 5 x 5. Tyle. Pokręcona, a raczej "rajnerowa", jest tutaj punktacja. Po pierwsze, za każdy rząd/kolumnę punkty liczymy osobno, a naszym ostatecznym wynikiem jest ten najniższy. Rezultat to podstawowo suma wartości kart w rzędzie/kolumnie. Jednak, jeśli mamy tam dwie karty o tej samej wartości, to są one warte dziesięciokrotność swej wartości. Jeśli zaś mamy trzy takie same karty, są one po prostu warte 100 punktów.

Robot Master jest ciekawy przede wszystkim ze względu na właśnie wspomnianą pokręconą punktację. Właśnie przez to nie jest do końca oczywistym, że karty z "0" pozostaną bezwartościowe do końca. Przez rozbicie gry na kolumny gracza A i wiersze gracza B każdy nasz ruch może być lepszy dla rywala niż dla nas, a każda podłożona "świnia" może obrócić się przeciwko nam. Gra jest prosta, wymaga odrobiny myślenia i kombinowania. Rozgrywka trwa 5-10 min, dlatego bez problemu możemy po chwili się odegrać (a potem po raz kolejny i kolejny...).

Robot Master na BGG
Robot Master na stronach wydawnictwa Cocktailgames


22 pommes
22 jabłka to, w odróżnieniu od poprzedniczki, dwuosobowa gra logiczna pozbawiona elementu losowego. Podczas rozgrywki poruszamy po sadzie (układzie żetonów) rolnika, który zbiera jabłka. W swoim ruchu gracz zbiera jeden żeton w rzędzie lub kolumnie, w której jest sadownik, po czym przestawia jegomościa na miejsce, z którego wziął żeton. Idealnym celem gry jest zebranie tytułowych 22 jabłek - 11 czerwonych i 11 zielonych, jednak wygrać możemy również, gdy przeciwnik w wyniku swego ruchu będzie miał więcej niż 11 jabłek jednego koloru. Gra posiada również wariant dodatkowy z psem, jednak weń Beata nie dała się namówić zagrać.

Jabłka to gra na czyste przeliczanie i analizowanie ruchów przeciwnika. Tutaj musimy nie tylko zaplanować swój ruch, ale także rozważyć to, jak on pomoże/przeszkodzi rywalowi. Zawsze mamy kilka opcji, dlatego nad ruchami trzeba się dobrze zastanowić. Nie jest to może projekt GIPF, ale gra mimo to bardzo mi się podoba i chętnie do niej wracam.

Z ciekawostek - w pudełku znajduje się historia jabłek i przepis na szarlotkę - oba po francusku, więc nie miałem okazji się z nimi bliżej zapoznać ;o)

22 pommes na BGG
22 pommes na stronach wydawnictwa Cocktailgames


La Soupe a Gertrude
Kolejna gra opowiada o gotowaniu zupy przez babcię/ciocię Gertrudę - na jej widok człowiek od razu robi się głodny (zupy, nie Gertrudy!). Tak naprawdę jest to gra licytacyjna, w której celem jest zebranie trzech różnych składników. W każdej rundzie aktywny gracz dobiera z talii trzy karty, ogląda je, a następnie wystawia cały pakiet na licytację. Jednak z całego trio odkrywa tylko jedną kartę, a pozostałe kładzie zakryte, przez co jest jedyną osobą mająca pełną informację na temat oferowanych kart. Następnie gracze licytują się, ile są skłonni zapłacić za owe karty. Zwycięzca licytacji otrzymuje karty i płaci innymi kartami. Te zaś nie wędrują do banku, a są dzielone pomiędzy pozostałych. Gracz, który w ten sposób uzbiera trzy różne składniki - wygrywa.

Jak już po lekturze powyższego opisu można szybko wywnioskować, gra ta nie dział zbyt dobrze na dwie osoby. W tak małym gronie licytacje są ciężkie, mało dynamiczne i mało emocjonujące. Nie są pozbawione minimalnego dreszczyku emocji, zwłaszcza gdy nie wiemy o co się bijemy, a rywal, który ma tę wiedzę, oferuje za karty wiele monet, jednak nie oszukujmy się. Te emocje występują także w większym gronie i są na pewno znacząco bardziej intensywne.

Jednak juz przy dwóch osobach byłem w stanie zauważyć w tej grze to, co może być jej zaletą w większym gronie, dlatego chętnie przetestuje ją w składzie trzy lub czteroosobowym.

La Soupe a Gertrude na BGG
La Soupe a Gertrude na stronach wydawnictwa Cocktailgames


La Grande Parade
Ostatnią opisywaną dziś pozycją jest tytuł dla dzieci w wieku od lat 6, w którym każdy z uczestników organizuje swoją cyrkową paradę. Podczas swojej kolejki uczestnik odkrywa ze środka stołu jedną kartę i albo dokłada ją do swojej parady albo odkłada zakrytą na środek stołu.

W każdej paradzie dana grupa artystów może wystąpić tylko raz, ale w grupie może ich być dowolna liczba, dlatego jeśli odkryjemy kartę przedstawiającą to, co obecnie znajduje się na końcu naszej parady to super - po prostu kartę bierzemy i gramy dalej. Jeśli zaś znajdziemy coś innego, musimy zdecydować, czy chcemy zmienić grupę zbieranych artystów (może już pamiętamy gdzie takie karty leżą?) czy też wolimy jeszcze kontynuować starą. Gra kończy się kiedy nikt nie może już nic dołożyć do swojej parady, a wygrywa gracz, który zebrał przed sobą najdłuższą paradę.

O ile normalnie nie przepadam za grami z kategorii memory, gdyż po prostu słabo sobie z nimi radzę, tutaj było inaczej. Podczas rozgrywki obudził się we mnie kilkulatek (czyli doszło mi do wieku tak ze 2 lata), który na serio czuł emocje odkrywając kolejne karty. Kiedy zaś Beata odkrywała swoją, nie potrafiłem się powstrzymać i mówiłem jej gdzie są takie same (co oczywiście wykorzystywała). Gra spodobała się nam obojgu i mamy wrażenie, że podobnie byłoby z osobnikiem z docelowej grupy wiekowej.

La Grande Parade na BGG
La Grande Parade na stronach wydawnictwa Cocktailgames

5 komentarzy:

  1. To nie w porządku! Kolejne gry, na które będę musiał uważniej spojrzeć ;-)

    WRS

    OdpowiedzUsuń
  2. Już bez przesady na pewno wiele osób tu zagląda, tylko może nie jest tak aktywna. Ja znalazłem parę tytułów do przejrzenia dzięki Tobie. Z góry dziękuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. WRS - akurat tutaj problemu ze spoglądnięciem nie ma aż tak, ponieważ z tego co wiem, większość z tych gier jest niedostępna PL, a powiem, że chyba nie ma co szaleć z ich sprowadzaniem ;o)

    Sipio - wiem, ze zagląda trochę więcej osób - Blogger ma wbudowane statystyki. Tylko nie wiem ile w nich prawdy, bo na dzień dobry dzielę je na pół i odejmuję 20%. Ten żart z czytelnikami na ma celu aktywizację "czytaczy", co jak widać w kilku przypadkach się udało :o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy 22 pommes to nie jest jakiś uproszczony wariant gry Pick & Pack?

    OdpowiedzUsuń
  5. Choć obie gry wyglądają podobnie (chociażby przez temat) to nie nazwałbym 22 pommes wariantem Pick & Pack. Po pierwsze w 22 pommes chodzi o zebranie do określonej liczby a w p&p trzeba mieć po prostu najwięcej - to subtelna różnica, ale zupełnie zmienia podejście do rozgrywki. Po drugie, w p&p jeden gracz porusza ramie w poziomie, a drugi w pionie - tutaj każdy porusza jak chce, przez co obie gry są inne.

    Ale ja w P&p grałem dawno temu, swojego egzemplarza nie mam i piszę tyle, co mi pamięć podpowiada ;o)

    OdpowiedzUsuń