sobota, 1 grudnia 2012

Czasami na człowieka spada niemoc

W ostatni weekend wybraliśmy się z Meffem za Kraków do pracy. Oczywiście odkąd planowałem wyjazd, wiedziałem, że zabierzemy ze sobą kilka pudełek z grami aby w wolnych, wieczornych chwilach nadrobić co nieco mój plan. Mój wybór padł na gry logiczne, ponieważ szczęśliwie dla mnie, Mateusz lubi ten rodzaj gier.

Niestety, ilekroć wracaliśmy wieczorem do miejsca pełniącego rolę naszej sypialni, okazywało się, że sił starcza nam na jedną, góra dwie partyjki. Po prostu nasze ciała i umysły były na tyle wycieńczone, że odmawiały dalszej pracy. W ten oto sposób z dziesięciu (!) zabranych gier udało nam się rozegrać tylko trzy... Cóż, niestety i tak czasami bywa.

Jednak po powrocie do domu udało mi się przekonać Beatę do rozgrywki w kilka z tytułów zabranych ze sobą na wyjazd, aby nadgonić realizację opóźnionego planu. Szczęśliwie i tym razem się udało (choć nie wiem ile razy będzie mi to jeszcze dane).



Axiom
W pierwszy wyjazdowy wieczór na stole wylądował Axiom, a dokładniej jego najnowsza edycja z 2008 roku.

Jest to prawdziwie trójwymiarowa gra. Podczas rozgrywki przemieszczamy w niej sześciany, będące obszarem gry, albo poruszamy po nich berła - czyli nasze pionki. Podczas poruszania się możemy swobodnie zmieniać płaszczyzny, przy zastrzeżeniu, że nie wolno nam przekraczać wystających kopuł. Naszym celem jest schwytanie wrogiego berła, które to następuje gdy zatrzymamy się na tej samej kostce, co nasz rywal. Oczywiście mamy tu jeszcze kilka zasad. m.in. w zakresie usuwania wrogich kostek, ale nie jest moim celem dokładne opisywanie zasad gry.

Przez swój prawdziwie trójwymiarowy charakter, Axiom jest grą bardzo wymagającą dla szarych komórek. Przez te wszystkie lata posiadania go udało mi się rozegrać weń partie z różnymi osobami i tak naprawdę mało kto nie miał problemu przy ogarnięciu umysłem zasad. Nie chodzi tutaj wcale o to, że są zbyt trudne - bo nie są. Ba! Są nawet dość intuicyjne! Problemem jest tutaj przełączenie myślenia z przestrzeni dwuwymiarowej (bo taka jest na ogół obszarem gry) na myślenie w trzech wymiarach. Przeanalizowanie tego jak dołożyć kostkę i jak poruszyć berło dookoła planszy nie są czymś, co przychodzi od ręki.

Drugim elementem, na który początkowi gracze narzekają jest to, że czasami nie udaje im się przewidzieć, że po ruchu nie wsadzą czegoś tak, jak zamierzali, gdyż się to zwyczajnie nie mieści w szczelinie (problem ten występuje przy "słupkach" z kostek, gdzie po wewnętrznej stronie jednej z kolumn jest wystająca kopuła).

Teraz łatwo mi jest pisać "inni nie łapią, a ja jestem pro", ale to przede wszystkim dlatego, że mam za sobą już kilkanaście partii w tę grę (choć ostatni raz grałem bodaj ze 2 lata temu) i ilekroć do niej siadam, w głowie mała dźwigienka przeskakuje na odpowiedni tryb i wszystko jest mi prościej ogarnąć. Ale nie ma co się oszukiwać - na początku też miałem z tym problem.

Axiom bez wątpienia jest arcyciekawą grą logiczną, którą miłośnik gatunku powinien postarać się poznać, jeśli nie od razu nabyć. Niektórzy mówią też, że jej oryginalny i atrakcyjny wygląd czyni z niej wspaniałą ozdobę wnętrza, jednak powiem szczerze, że nowa wersja prezentuje się pod tym względem gorzej, aniżeli poprzednia (mniej obła).

Niestety dla nas rozgrywka ta była tak wyczerpująca, że po jej zakończeniu niezwłocznie udaliśmy się "uciąć komara".

Axiom na BGG
Oficjalna strona Axiom


Gravity Trap
Kolejnego wieczora sięgnęliśmy po Gravity Trap. Jest to kolejna gra z kategorii tych o zmniejszającej się planszy - w swoim ruchu gracz porusza swoją kulkę na jedno z pól (oznaczonych czarnymi kulkami), usuwa zeń czarną kulę, którą wrzuca w otwór w planszy. Ruch oczywiście wykonujemy wzdłuż określonych linii. Cel gry, jak się zapewne domyślacie, to sprawienie,m że przeciwnik nie może wykonać dozwolonego ruchu.

Gdy kupowałem Gravity Trap, to nie wiem czemu, ale byłem przekonany, że to gra zręcznościowa z ruchomą planszą, która wychyla się pod wpływem ciężaru. Nie wiem czy winne były kulki, grafika na pudełku czy inne, ale fakt był taki, że tutaj po otwarciu pudełka i pierwszej rozgrywce mocno się rozczarowałem.

Przyznam, że zagrawszy w tym roku w wiele gier o bardzo podobnej mechanice muszę powiedzieć, że na tle swoich rywali Gravity Trap wypada co najmniej średnio. Nie mamy tu jakiś wielkich możliwości strategicznych, morza dostępnych ruchów czy rozbudowanych strategii. Ot, 10-15 min zabawy i po wszystkim. Choć nie jestem zwolennikiem teorii głoszącej, że każda gra musi mieć coś nowatorskiego, to uważam, że Gravity Trap jest tytułem raczej niewartym uwagi - ma lepszych konkurentów w swojej kategorii i to im są należne wieczna chwała i sława (albo poświęcenie czasu na grę i pieniędzy na zakup)

Gravity Trap na BGG
Oficjalna strona Gravity Trap


Mana
Kolejną (a zarazem ostatnią) rozegraną na wyjeździe grą była Mana - druga (po Kamon) ze skórzanych gier logicznych francuskiego wydawnictwa Jactalea. Jeśli wierzyć instrukcji, mamy tutaj do czynienia z pojedynkiem daimyo, walczących o tytuł szoguna.

Celem gry jest zbicie głównego piona przeciwnika. Zakres ruchu, który może wykonać nasz pionek jest uzależniony od pola, na którym obecnie się znajduje - jeśli są na nim 3 kreski, możemy poruszyć się o trzy pola; dwie kreski to pola dwa, a jedna to oczywiście ruch na sąsiednie pole. Jednakże nie mamy tutaj pełnej dowolności ruchu - to rywal pośrednio wskazuje nam, co będziemy mogli w swojej turze wykorzystać. Jak to czyni? Otóż wartość pola, na którym się zatrzyma wskazuje , którą wartość będziemy mogli aktywować w swojej kolejce.

Dzięki tej oryginalnej zasadzie "wybierania ruchu dla rywala" Mana działa bardzo ciekawie i prezentuje coś bardzo oryginalnego. Teraz musimy nie tylko myśleć co zrobić, ale (podobnie jak w Quarto) co udostępnić przeciwnikowi aby ten nie osiągnął zwycięstwa. Mana to bardzo dobra i bardzo ciekawa gra - kolejna godna polecenia pozycja miłośnikom gatunku.

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tej grze, omyłkowo zrozumiałem zasadę wybierania ruchu rywalowi - sądziłem, iż nasz ruch wskazuje kierunek, w którym rywal musi wykonać ruch. Kiedy okazało się być to nieprawdą, postanowiłem ów omyłkowy pomysł wcielić w życie - tak powstał prototyp jednej z niewielu moich gier. Jednak niespecjalnie przepadam za graniem w prototypy, dlatego nie doczekał się zbyt wielu rozgrywek.

Mana na BGG
Mana na stronach wydawnictwa Jactalea

Tak naprawdę mój wpis mógłby skończyć się w tym miejscu, jednak postanowiłem uwzględnić w nim dwie kolejne skórzane gry z Jactalei, które rozegrałem z Beatą. Czynię tak dlatego, że były one pierwotnie planowane na wyjazd, a do tego ładnie wpisują się do grona pozostałych tytułów.

Zanim jednak przejdę do dalszego opisu, muszę zaznaczyć jedną rzecz - sposób w jaki gram w te gry jest CHYBA zgodny z tym co autor miał na myśli. Wszystkiemu winne są angielskie instrukcje do tych tytułów - w związku z tym , że niestety nie znam języka francuskiego, musiałem się posłużyć właśnie tymi, a te są napisane gorzej niż koszmarnie. Momentami można odnieść wrażenie, że nieznający języków obcych Francuz wrzucił tekst do translatora, a w instrukcję wkleił to, co mu wypluło. O ile zasady Kamon są na tyle proste, że wiem, że gram w tę grę dobrze po zapoznaniu się z oryginalnym źródłem, o tyle w innych wypadkach musiałem szukać ratunku w sieci (na szczęście go odnalazłem). Jednak nie są to w większości oficjalne tłumaczenia, dlatego niewykluczone jest, że coś zawieruszyło się między słowami.


Khan Tsin
Tym razem przenosimy się z Japonii do Chin, gdzie rozgrywamy bój baronów na bezgłowym smoku pozbawionym ogona, który ponoć symbolizuje Chiny. Dla mnie, jest to po prostu pokręcona plansza, na której umieszczamy i poruszamy piony. Podczas rozgrywki każdy gracz może poruszyć cztery pierwsze piony po swojej strony planszy wskakując nimi, niczym w Pędzących żółwiach, na kolejne, tworząc w ten sposób stosy. Jednak w jednym stosie może znaleźć się nie więcej niż trzy piony tego samego koloru. Wygrywa gracz, który stworzy stos złożony z dziewięciu pionów.

Chcąc napisać coś więcej o tej grze, muszę odnieść się tylko do mglistych wspomnień, że gra bardzo mi się podobała - kiedyś. Nasza rozgrywka z Beatą trwała chyba 10 min - wszystko w wyniku szczęśliwego dla mnie rozłożenia planszy, które szybko zapewniło mi zwycięstwo. Chciałem sprawdzić, czy jest to normalne, jednak Beata nie dała się namówić na rewanż.

Problem tutaj też polega na tym, że w ciągu ostatnich kilku tygodni do tej gry podchodziłem co najmniej 4 razy - właśnie przez beznadziejną instrukcję. Teraz, po tej jednej partii odczuwam wewnętrzną niechęć do tejże gry - zapewne niesłusznie, gdyż rozgrywka mogłaby mi to wynagrodzić, ale mimo to nie mogę jej w sobie stłumić. Może po zakończeniu realizacji projektu będziemy mieć do siebie więcej szczęścia i cierpliwości.

Khan Tsin na BGG
Khan Tsin na stronach wydawnictwa Jactalea


Gyges
Kolejna z kolei gra, Gyges, opowiada o tańcu... a przynajmniej tak twierdzi instrukcja, bo ja tam tańca nie widzę.

Tak naprawdę jest to gra, w której naszym celem jest wyjście z planszy po stronie przeciwnika. Istotne jest tutaj to, że gdy spoglądniecie na planszę, nie zobaczycie rozróżnienia pionków na te należące do jednego gracza i te należące do drugiego - wszystkie są takie same. Dzieje się tak, ponieważ w swoim ruchu gracz może poruszyć jeden z pionów znajdujących się najbliżej niego. Wielkość owego (1, 2 lub 3) wyznacza zakres pól, o który może się poruszyć. Jeśli zakończy ruch na pustym polu, to się tam zatrzymuje - jeśli na zajętym, możemy się od niego odbić lub zamienić - w obu wypadkach kontynuując ruch. Na ogół cel osiąga się właśnie poprzez umiejętne tworzenie takich reakcji łańcuchowych.

Ze wszystkich opisywanych dzisiaj skórzanych gier, Gyges podoba mi się najbardziej - jest to lekka, a jednocześnie dająca dużą satysfakcję gra. W swojej kolejce musimy umiejętnie planować posunięcia, tak naprawdę szykując przestrzeń na planszy pod "ten jedyny" ruch. Oczywiście nie zawsze nam to wychodzi, ale nie należy się poddawać i z uporem dążyć do celu.

Tytuł ten ma w sobie pewnego ducha, którego można odczuć w grach Giganica - pewną lekkość zasad, połączoną z określoną głębią rozgrywki. I okazuje się, że nie tylko ja tak uważam - ponoć od premiery gry właściciele Gigamica długo starali się o prawa do tego tytułu, ponieważ chętnie widzieli go w swojej ofercie. Kilka lat temu się im to w końcu udało i Gyges dołączył do grona innych drewnianych gier tego znanego francuskiego wydawcy. Myślę, że grze wyszło to zdecydowanie na dobre, ponieważ zyskała klarowniejszą instrukcję jak i mogła trafić do znacznie szerszego grona graczy. Nie można też zapomnieć o tym, że wersja drewniana jest ładniejsza od skórzanej.

Gyges na BGG
Gyges na stronach wydawnictwa Jactalea

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz