niedziela, 22 stycznia 2012

Piątkowa Cywilizacja

W miniony piątek udało mi się w domu zebrać czteroosobową ekipę (trójka gości + ja) na rozgrywkę w Sid Meier's Civilization: Gra planszowa. Z całego grona tylko ja miałem okazję zagrać wcześniej w ten tytuł (i to nie raz) w związku z czym na mnie spadła rola nauczyciela.

Goście zaproszeni byli na godzinę 19:00 i przyszli dość punktualnie. W związku z tym, że gra już leżała na stole wstępnie przygotowana, do rozgrywki przystąpiliśmy może około 19:20-19:30. Po co podaję godzinę rozpoczęcia? Po to, aby podać godzinę zakończenia - około 00:15. Ponad 5h grania! Rzadko kiedy jestem w stanie wytrzymać tyle nad jedną grą, sam mówię, że zdolność skupiania mam nie większą niż dziecko w przedszkolu i po pewnym czasie już nie ważne dla mnie jest co się dzieje, ani kto wygra, ponieważ po prostu mam dość.  Jak na razie, jedynie w przypadku może 4-5 gier (w tym właśnie Civilization) byłem w stanie spędzić nad jedną grą więcej niż 3h ciągłej rozgrywki.


Opisywana partia była dość ciężka ze względu na to, że gra do najprostszych nie należy i wymaga od graczy samodyscypliny, skupienia i pilnowania we własnym zakresie wielu spraw (m.in. premii wynikających z technologii). W związku z tym, łatwo coś przeoczyć, pominąć czy zwyczajnie zapomnieć. Dodając do tego fakt, że towarzystwo było świeże w temacie, pytania co do zasad nie były rzadkością i kilka rzeczy umknęło na początku. Jednak pod koniec chyba wszyscy już wiedzieli czym to się je i co należy czynić.

 Z czym ty się tam czaisz?

Mimo przewagi wynikającej ze znajomości gry nie udało mi się odnieść upragnionego zwycięstwa. Taka sytuacja wynikała z faktu, że wydawało mi się, że całkiem nieźle się uzbroiłem i ruszyłem na podbój stolicy jednego z rywali. Kiedy byłem już u jego murów okazało się, że ów gracz zapomniał poinformować, iż wynalazł technologie rozwijające w znaczącym stopniu jego jednostki (na planszy rynku oznacza się to osobnymi znacznikami, aby wszyscy przy stole wiedzieli jaki jest stopień zaawansowania każdego z graczy). Kiedy uzyskałem te informacje, powinienem był się wycofać, ponieważ z miejsca z praktycznie pewną wygraną moje szanse spadły do drastycznego minimum. Mimo to, postanowiłem zaryzykować, gdyż liczyłem, że armia wroga będzie pokonana przez przewagi moich jednostek. Oczywiście bitwa skończyła się moją porażką (jednak niewielką, w sumie byłem o włos od zwycięstwa), a co za tym idzie - rozgromieniem armii. W związku z tym, że uderzenie było zagrywką Va banque, z pozycji potencjalnego lidera cofnąłem się w szeregu zamiatać tyły. Po klęsce nie za bardzo byłem początkowo w stanie ogarnąć się i wymyślić co zrobić, co tylko pogorszyło moją sytuację. Dopiero po kilku rundach wiedziałem co należałoby zrobić, ale było już za późno.

Doświadczenie po raz kolejny mi brutalnie pokazało, że czasami jednak nie ma co głupio ryzykować, nawet w grze. Pomimo w sumie przykrego doświadczenia nadal darzę tę tytuł sympatią i myślę, że jeszcze nie raz z przyjemnością weń zagram. Jednak na pewno nie przez najbliższe kilka miesięcy - tak długa rozgrywka mnie strasznie wymęczyła i muszę sobie odpocząć...


Po ostatniej w tym tygodniu rozgrywce liczba rozegranych tytułów powiększyła się do 14. Wychodzi więc, że mam opóźnienie, które dobrze byłoby nadgonić. Na szczęście poza kobyłami na 5h mam w kolekcji kilka gier o czasie rozgrywki do 30 min, więc nie powinno to być specjalnie trudne :o)

2 komentarze:

  1. Wobec Twoich uprzedzeń do długich gier polecam partyjkę w Britannię. Poniżej 6h raczej się nie schodzi :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście Britanni nie mam w kolekcji ;o)

    OdpowiedzUsuń