sobota, 7 stycznia 2012

Z wizytą u znajomych

Pierwszy tegoroczny "długi weekend" rozpoczęliśmy od wizyty u znajomych. W związku z tym, że są oni świadomi mego noworocznego postanowienia, nie obyło się oczywiście bez grania :o)

Valdora
Na pierwszy ogień poszła Valdora. Jest to jedna z gier wydanych w ramach tzw. "złotej trylogii" Michaela Schachta (pozostałymi są Złote Miasto oraz Felinia. Co ważne, sam Schacht nie określa tych gier tym mianem, choć sam mówi, że są mają one pewne wspólne cechy).

Valdora zawsze mi się podobała, podobnie Beacie, więc do rozgrywki na ogół brakowało nam tylko jednej osoby (minimalna liczba graczy bez dodatku to właśnie 3). Jako, że przyszło na zagrać partię czteroosobową w gronie osób, które już miały styczność z tym tytułem było naprawdę przyjemnie.


Ula i Mateusz - nasi gospodarze wieczoru

Valdora jest grą typu "podnieś i zanieś" (pick-up and deliver) i wymaga od graczy maksymalizacji działań (kupowanie na raz tylko jednego zlecenia, realizowanie tylko jednego zlecenia w danym momencie, czy zdobywanie jednego kryształka na raz to marnowanie akcji). Same zasady gry są bardzo proste, jednak wymagają kombinowania i dają w moim odczuciu bardzo fajną liczbę możliwości (oczywiście jeśli mówimy o segmencie gier familijnych - Agricola to to nie jest). W połączeniu ze ślicznym wydaniem dostajemy naprawdę dobrą i elegancką grę.


Tichu
Kolejnym tytułem, w który zagraliśmy było Tichu - mała, niepozorna karcianka, która (jak przynajmniej głosi instrukcja) swoje korzenie ma w Chinach (choć nie wiem czy to ma cokolwiek wspólnego z prawdą). Jest to gra będąca połączeniem pokera, tysiąca i brydża. Jedna z najulubieńszych gier Bett, która głosuje zawsze za graniem w nią, ilekroć spotykamy się w czteroosobowym gronie.

Tichu jest grą, którą jednocześnie uwielbiam i nienawidzę. Skąd takie nastawienie? Uwielbiam ją za emocje towarzyszące rozgrywkom, możliwości taktycznych zagrań, blefowania, potrzebę wyczucia przeciwników i partnera (lub partnerki); niesamowite zwroty, kiedy pewni zwycięzcy zostają przegranymi oraz partie, o których dyskutowaliśmy na długo po ich zakończeniu. Nienawidzę natomiast za wiele napsutej krwi, kiedy mimo dwojenia się i trojenia nic nie mogłem zrobić aby zatrzymać przeciwników; także za to, że potrafi się dłużyć (choć na ogół przy stole jestem jedyną osobą, której przeszkadza to, że gramy ponad 2h tę samą partię).

Jeśli lubicie choć trochę klasyczne gry karciane i macie czteroosobową ekipę (istnieje wariant trzyosobowy, ale nie znam nikogo, kto by próbował w niego grać) wyrażającą chęć poznania nowego tytułu to musicie spróbować Tichu. Przy czym jest to gra, ktróa nie ujawni całego swojego charakteru w pierwszej partii, dlatego dajcie jej kolejną szansę, ponieważ dopiero po bliższym poznaniu zasad odkrywa swoje piękno i wynagradza cierpliwość, zapewniając emocjonujące godziny gry.

Co nie zmienia faktu, że nadal jej nienawidzę - i mimo to zagram pewnie jeszcze kilkadziesiąt razy w tym roku...


Code 777
Na koniec zaserwowaliśmy sobie partyjkę w Code 777 - ciekawą grę dedukcyjną sprzed ponad 26 lat, która na rynek wróciła za sprawą Stronghold Games*. W sumie dość ciężka gra na koniec wieczoru, ale nie ze względu na mnogość zasad, a na ogromne skupienie, jakiego wymaga od graczy.

Celem gry jest odgadnięcie 3 cyfr, które mamy na swojej podstawce. Widząc co mają przeciwnicy na ich stojakach odpowiadamy na pytania, na podstawie których inni muszą wydedukować co może być u nich. Proste - owszem, ale uwierzcie - czacha dymi!


Tytuł ten nigdy mnie nie zawiódł i ilekroć zaprezentowałem go znajomym, zaraz pojawiały się głosy, że fajne. Zaraz po nim padały pytania ile to kosztuje i gdzie można kupić (albo czy pożyczę). Niestety w Polsce gra nie jest szeroko dostępna, a jeśli jest, to w niezbyt atrakcyjnej cenie - na szczęście swój egzemplarz kupiłem podczas targów w Essen w 2011 za cenę o wiele niższą niż w naszych nadwiślańskich sklepach...


Tak więc po krótkiej przerwie do listy tytułów zagranych zostały dopisane kolejne 3 gry - także na razie do przodu.

*Słówko na koniec o samym wydawnictwie Stronghold Games, zwłaszcza, że firma ta na pewno jeszcze nie raz przewinie się w moich wpisach. Wydawnictwo to powstało niedawno - w 2010 roku. Jego założyciele postawili sobie na początku działalności bardzo racjonalne pytanie - kto kupi nieznane gry, nieznanego wydawnictwa jakiś nieznanych autorów? Odpowiedź - nikt, albo mało kto. Dlatego tez za swój model biznesowy przyjęli wydawanie na początku wznowień znanych gier znanych autorów, a kiedy firma stanie się rozpoznawalna to będą wydawać swoje autorskie gry. Tak więc zaczęli poszukiwać kontaktu do autorów, o których często słuch zaginął, aby przedyskutować z nimi wznowienie ich gier. W ten oto sposób na rynek wróciły Code 777, Survive, Outpost i Confusion - gry, w które pewnie nigdy bym nie zagrał, gdyby nie Stronghold Games. Po tym jak poznałem ich gry, mam wielkie zaufanie do ich marki i teraz kupuję praktycznie każdą grę, którą opatrzą swoim logo, wiedząc, że będą to dobrze wydane pieniądze (zwłaszcza, że na targach można ich gry kupić z rabatem sięgającym około 40%!).

2 komentarze:

  1. Hej, mam taką sugestię, wstaw licznik gier by bylo wiadomo ile juz opisałeś. W tym tempie to zrobisz zalozony limit w ciągu pół roku ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej niestety nie - w 12 dniu roku mam dopiero 7 gir zagranych ;o)
    Licznik fajny pomysł, tylko nie wiem gdzie takie coś znajdę. Jedyne co mi przyszło do głowy to wrzucenie grafiki, ale przyznam szczerze, że nie bardzo pałam chęcią do wizji potrzeby przerabiania jej i podmieniania co drugi dzień. Jak znasz coś użytecznego w tej materii to będę wdzięczny za radę!

    OdpowiedzUsuń